Pewnie wszyscy spodziewają się, że na blogu pojawi się relacja z Marathon du Mont Blanc. Stanie się tak, ale nie dzisiaj. Tym razem wpis będzie krótki, ale za to bardzo dla mnie ważny.
Mój tato był człowiekiem starszej daty, gdy się rodziłem, miał 58 lat. Od dziecka zaszczepiał we mnie pasję do sportu. Oczywiście, będąc dzieckiem tego nie rozumiałem. Pamiętam, jak kibicował Polakom we wszystkich sportach i przy każdej możliwej okazji. Nieważne, czy w TV leciała relacja z MŚ w pływaniu, czy transmisja z zawodów wspinaczkowych. Jeśli tylko nasi reprezentanci brali udział w zawodach, mój ojciec kibicował im z całego serca… a ja robiłem to razem z nim. Widziałem w nim wówczas najprawdziwsze emocji – złość, frustracje, radość, rozczarowanie, wzruszenie.
Jedno ze wspomnień, jakie posiadam, mam z podróży autem, gdy zobaczyłem rozgrywany na przydrożnym boisku mecz piłki nożnej. Powiedziałem wtedy do taty, że zostanę piłkarzem, a on zapytał się mnie dla jakiego klubu będę grał? Bez najmniejszego zawahania odpowiedziałem, że dla Polski. Byłem zbyt mały, żeby zrozumieć, że czym innym są rozgrywki reprezentacyjne, a czym innym klubowe. 🙂
Gdy zacząłem grać w piłkę, nie było meczu, na który nie pojechałby mi kibicować. Gdy szkoła nie miała, jak zorganizować wyjazdu na zawody, jechał swoim autem i wiózł dzieciaki, żeby mogły grać na turnieju piłkarskim z innymi. Mój tato był człowiekiem pełnym pasji do sportu.
Zmarł w 2005 roku w wyniku choroby nowotworowej. Miałem wtedy 13 lat. Mniej więcej do tego momentu żyłem nieświadomy, jak pączek w maśle, bo źle nam się nie powodziło. Byłem rozpieszczanym, jedynym synkiem tatusia. Śmierć taty spowodowała jednak całą lawinę okoliczności, które zahartowały mnie na resztę życia.
W 2007 roku w Szklarskiej Porębie Dolnej, najzwyklejszy chleb kosztował 1,70 zł. Pamiętam to tak doskonale, bo płaciłem za niego 10 różnymi monetami. Tylko tyle mieliśmy. Chłopiec, który grał sobie w piłkę, musiał teraz jeździć po 'zlewki’, ponieważ trzeba było zająć się pozostałościami po gospodarstwie rolnym. 'Zlewki’ to nic innego, jak odpady spożywcze, które odbierało się z hoteli i pensjonatów, żeby nakarmić nimi trzodę. Dźwigałem wielkie, śmierdzące baniaki i strasznie się tego wstydziłem przed rówieśnikami.
Czasem zastanawiam się, co czułby mój ojciec, gdyby żył i wiedział, że zajmuję się w życiu sportem.
Piszę ten krótki tekst, będąc w Hiszpanii. Zostałem powołany do reprezentacji Polski na Mistrzostwa Europy w biegach górskich. W sobotę pobiegnę w koszulce z Orzełkiem na piersi.
20 lat po tym, gdy powiedziałem ojcu, że „będę grał dla Polski”, naprawdę to zrobię. Ten bieg będzie zadedykowany właśnie Jemu.
Kocham Cię Tato!

Piękne słowa, każdy ojciec chciałby takie słowa przeczytać. Powodzenia!
Jak dla mnie, to już ten bieg WYGRAŁEŚ 👏👏, a tata zapewne zawsze jest przy tobie i szepcze ci do ucha, że jestem z Ciebie dumny!!. Powodzenia.
Piękne słowa 👌
szanuje i podziwiam
To jest wspaniałe.
Piękne to i wzruszające.
Podziwiam, gratuluję i trzymam kciuki.
Normalnie się wzruszyłem.
Andrzej a myślisz kto Cię tak pcha na zawodach jak nie ON 😉
Lokata będzie drugorzędna, bo Ty już zdobyłeś szczyt. I to w wieku zaledwie 30 lat. Brawo – dla Ciebie i Taty.
Oj tata byłby z Ciebie bardzo dumny.zawsze Cię bardzo kochał wiem to bo poznałam Cię jak miałeś miesiąc.Pamiętam miałeś 2 latka będąc w Paryżu wybieraliśmy dla Ciebie ciuszki i zabawki.Pięknie napisałeś o tacie i zdjęcie ku wspomnieniom.Trzymam kciuki w sobotę.Pozdrawiam Barbara i Andrzej
Bardzo mocne to co napisałeś, ale myślę, że prawdziwą moc tych słów poczujesz jako ojciec dorastającego dziecka o ile już nim nie jesteś. Enjoy the run
Poruszajacy tekst. Tata jest z Ciebie dumny!
My także!
Biegaj nadal i zarażaj pasją ludzi. Robisz to świetnie!👌💪
Gratulacje gry dla Polski 👌Piękna sprawa. Tata na pewno jest z Ciebie dumny.
Szczery, ważny tekst. Myślę że Cie rozumiem w jakieś mierze. Mój Tata zmarł gdy miałem 16lat i znalazłem się z mamą w podobnie trudnej sytuacji.
Pozdrawiam i powodzenia.