Dzisiejszy raport treningowy będzie historią o tym, jak Dawid pokonał Goliata. W rolę potężnego Goliata niestety wcielam się osobiście. Dawidem w tej smutnej przypowieści jest natomiast wirus HPV, znany szerszej publiczności jako human papilloma virus, czyli kurna, zwykła, niczym nie wyróżniająca się – kurzajka!
Pisałem jakiś czas temu na Instagramie, że w tym roku na koniec sierpnia, miałem na koncie ok. 80 dni spędzonych na wyjazdach poza miejsce mojego zamieszkania. Mam wrażenie, że cały czas jestem na obozie sportowym albo na zawodach. Nie wiem, czy powinienem publicznie to pisać, żeby nie być posądzonym o ksenofobię, ale naprawdę czuję się czasami jak cygan, gdy pakuję do mazdy cztery torby, dwa rowery, czasem żelastwo do ćwiczeń i jeszcze swoje produkty do jedzenia. W każdym razie na jednym z tych licznych wyjazdów musiałem złapać kurzajkę, ponieważ ta bezczelnie ujawniła się na mojej stopie.
Jak cywilizowany człowiek, rozpocząłem leczenie tego cholerstwa. Wahałem się przez chwilę, na jaką metodę się zdecydować. Do wyboru był ludowy sposób, który polega na tym, żeby na kurzajkę napluć, wypowiedzieć zaklęcie i obwiązać ją nitką oraz drugi, który polegał na wizycie w aptece i zakupieniu odpowiedniego środka. Zdecydowałem się na wycieczkę do apteki. Zaczęło się leczenie i zaczęły się problemy – cholerna kurzajka leży akurat w takim miejscu, że punkt, na który stosowałem preparat, powodował podrażnienie jej okolic i nieprzyjemny ucisk. Chodziłem wiec po domu na śródstopiu, żeby nie drażnić tego miejsca. Jak biegałem, to nie odczuwałem specjalnie problemu, ale być może też przekręcałem jakoś felernie stopę.
W środę poczułem na treningu lekkie kłucie w łydce. Miałem zaplanowany na ten dzień akcent – 10-12 km biegu crossowego. Po rozgrzewce stwierdziłem, że nie czuję się na siłach energetycznie na ten trening, ale też miałem z tyłu głowy, że nie ma co nadwyrężać mięśnia. Wykonałem zatem spokojne rozbieganie. Pochwaliłem sam siebie, że „Ty, to Andrzej jesteś jednak kozak, mogłeś walnąć akcent, ale się powstrzymałeś i dzięki tej dojrzałości jutro zrobisz lepszy”. Łydka lekko bolała, ego zostało nakarmione, poczucie satysfakcji z treningu czekało na kolejny dzień.
W czwartek ponowie ruszyłem w stronę górki ,na której biegam crossa. Czułem, że będzie dobre noszenie po dniu luźnego biegania, łydka była całkiem ok, ale coś tam lekko ćmiło. Rozgrzałem się, puściłem muzykę – no i co tam będę analizował, jazda z crossem. Biegam ten trening na 1-kilometrowej pętli. Po 5 pętlach zacząłem czuć łydkę mocniej, po 6 zacząłem rozważać, czy rozsądniej nie będzie przerwać treningu. Zgadnijcie, po ilu go przerwałem?
Po 10 okrążeniach. Czyli minimalnej liczbie, jaką sobie wpisałem sam w plan treningowy. Na schłodzeniu już utykałem. Człowiek starszy i mam wrażenie, że głupszy. Sam w życiu tyle razy wypomniałem innym biegaczom, że nie przerwali treningu w momencie pierwszego bólu, że sam postanowiłem odwalić taką akcję.
W domu zaczęły się „testy łydki” i kuźwa ewidentnie ból w okolicy przyczepu mięśnia brzuchatego łydki. Doskonale eksponuje się, gdy przenoszę ciężar na palce, tak jak robiłem to przez ostatnie 10 dni bitwy między mną a kurzajką.
Treningowy spektakl się jeszcze dobrze nie zaczął, a ja zaliczyłem właśnie 3 dni antraktu. Piątek, sobotę i niedzielę nie biegałem. W każdy z tych dni chciałem biegać, ale stan nogi nie pozwalał.
Poza tym, że jestem zły, to niewiele mogę napisać o statystykach treningu, dotyczą one bowiem tylko połowy tygodnia. 🙁
Podsumowanie tygodnia 13-19.09:
Liczba treningów: 6 (5 x bieganie, 1 x siłownia)
Liczba akcentów: 2 jednostek (1 x cross, 1 x zabawa biegowa)
Łączny czas treningów: 7 h
Łączny dystans biegu: 83 km
Trzymajcie kciuki, żeby to nie było nic poważnego!
No ale co z kurzajką? 😉
No kurna trzymam kciuki i czekam co będzie w następnym odcinku😉
Na kurzajki polecam specyfik Duofilm. Trzeba to nakładać codziennie przez 2 tygodnie, tworzy się skorupa która w końcu odpada wraz z kurzajką.
Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Z tym odpuszczeniem to u mnie jest mega ciężko pierwsze dni, później coraz łatwiej aż w końcu stwierdzasz ze to dobry czas na roztrenowanie 😉