Żarty się skończyły, czas zabrać się do roboty.
Gdy wirusowe zamieszanie opanowało Europę i zamknęło obywateli w domach, wszystkim biegaczom towarzyszył żal. Niemal każdy biegacz, z którym rozmawiałem, twierdził, że ma za sobą najlepszy okres treningowy w życiu. Każdy zarzekał się, że zasuwał sumiennie i GDYBY nie odwołane zawody, to życiówki posypałby się jak szalone. Nie chcę deprecjonować tych zapowiedzi, ale wiem, że po drodze do życiówki czyhałyby jeszcze inne GDYBY. Dla przykładu: 'Gdyby wiatrowe’, czy powszechnie znane 'Gdyby temperaturowe’, równie często występująca co 'Gdyby skurczowe’ i 'Gdyby żołądkowe’. No ale nie było nam dane przekonać się o tym tej wiosny na własnej skórze.
Od momentu wprowadzenia społecznej izolacji minęły dwa miesiące. Kalendarz startowy świeci pustkami. Jesienne zawody otoczone są szczelnie korowodem znaków zapytania. Żyjemy coraz normalniej i biegamy – ale czy coraz normalniej?
Jasno chciałbym w tym miejscu odróżnić 'bieganie’ od 'trenowania’. Wiadomo bowiem, że każdy biegać może – raz lepiej, raz gorzej. Natomiast, czy potrafimy w tym czasie startowej posuchy odnaleźć motywację do prawdziwego treningu? No z tym już jest gorzej. Z kim nie pogadam: „Aaaa, jakoś tak motywacji nie ma…”
Większość biegaczy chodzi i smęci, że nic nie wiadomo. Sam smęcę, bo cholera mnie bierze, planowanie to moje drugie imię, a co tu można zaplanować? Nic. Przychodzi jednak taki moment, w którym niegroźne smęcenie i brak planów, zaczyna dominować nad wartościami nadrzędnymi kultury fizycznej – ten moment właśnie nastaje i przyszłość pokaże, że jest to moment niezwykle szorstki.
Mamy końcówkę maja. Nie mam pojęcia, czy jesienne imprezy mają jakąkolwiek szansę na odbycie się w normalnych okolicznościach. Prywatnie – mocno wątpię. Prawdopodobnie sportowa rywalizacja przez duże 'R’ wróci dopiero w 2021 roku. Wiele osób mówi: „Spoko, przygotuję się do wiosny 2021.” Problem polega na tym, że przygotowania do wiosny 21′ prowadzą przez przepracowanie normalnego cyklu treningowego pod jesień.
No i tutaj pojawia się dysonans pomiędzy chęciami osiągnięcia celu a wygodnictwem. Jeżeli myślisz o dobrej formie na wiosnę kolejnego roku, to nie możesz po prostu „trenować na podtrzymanie” przez kolejne 6 miesięcy. Przygotowywanie sportowej formy jest jak wędrówka po górach. Gdzieś w oddali jest szczyt, który chcesz osiągnąć. Każda górka napotkana po drodze, to szczyt formy sezonowej. Między tymi mniejszymi szczytami, trzeba jednak zejść do doliny i później ponownie ruszyć w górę, pokonując po drodze wiele problemów. Nie ma ani drogi na skróty, ani taryfy ulgowej, musisz swoje odcierpieć.
A tu nagle, będąc przed szczytem wiosennej górki formy, wielu biegaczy stwierdza: „trenuję na podtrzymanie” przez najbliższe pół roku. We wcześniejszej metaforze, to jak próba znalezienia na szczycie prostej, płaskiej drogi prowadzącej do kolejnego szczytu. Niestety, tak się nie da.
Nastał właśnie czas selekcji. Chłopcy zostaną oddzieleni od mężczyzn. Ci pierwsi będą wierzyć w pięknie uszyte hasło, że „bezsensu jest mocne trenowanie do jesieni, ponieważ nie wiadomo co przyniesie”, a Ci drudzy po prostu zrobią swoje, czy zawody jesienią się odbędą, czy nie.
Wszyscy wspólnie spotkają się na wiosnę 2021 roku na starcie. Wtedy pojawią się nowe 'Gdyby’ – „Gdyby poprzedni rok był inny…”. Po niej poznasz, czy rozmawiasz z chłopcem, czy mężczyzną.
Ostatni przycisk 'drzemki’ właśnie się skończył, czas się obudzić i zabrać do pracy.
Nie ze wszystkim jestem w stanie się zgodzić, ale… Z pewnością dla jednych czas koronawirusa to „czas zbawienia”. Ktoś mógł wreszcie zrzucić presję, podleczyć urazy, przebudować środki i metody treningowe, czy też po prostu w spokoju porządnie potrenować nie katując się cotygodniowymi startami. Co do spadku motywacji to nic takiego nie ma miejsca, a wręcz przeciwnie w moim przypadku jestem jeszcze bardziej „zły i żądny krwi” (czytaj głodny rywalizacji). Po zbyt agresywnych przygotowaniach zimowych nastąpił dołek i byłem troszeczkę „w dołku”, lecz na szczęście „nie za burtą”. Czas koronawirusa to był dla mnie przysłowiowy „mecz drugiej szansy”! Teraz ze spokojem spoglądam w przyszłość i wiem, że jeśli jesienne straty dojdą do skutku, to będzie „ogień chłopaku ogień ‼️😁🔥 Cel to MP na 10 000 m w Karpaczu, i to jest mój „main goal” w tym roku. Pzdr 🙂
Hej Chatson,
Co do drugiej części wypowiedzi, zgadzam się w pełni. Dla wielu osób ten okres może wyjść z pożytkiem, choć większość jednak przepadnie w treningowym chaosie.
Skoro już wspominałem o 'chaosie’, to odnosząc się z kolei do pierwszej części Twojego komentarza, to uważam, że zrzucenie presji wyniku, wyrwanie się z cotygodniowych startów i zmiana metodyki treningu, dzięki temu, że obecnie nie ma zawodów i trudno mówić o perspektywie startowej, brzmi raczej kiepsko. 🙂
Piszę to i jak zwykle boję się, że ktoś może poczuć się dotknięty, więc doprecyzuję – jeżeli ktoś wytwarzał sam sobie nadciśnienie na wyniki, nie potrafił się zmobilizować do zmiany treningu, czy też nie mógł odmówić sobie cotygodniowych startów – to pytanie, czy w ogóle trenował, czy uprawiał bieganinę?
Ok, sytuacja panująca obecnie może mu pomóc, ale gdy świat wróci na dawne tory, wrócą dokładnie te same problemy.
Jak dobrze żyć w kraju „gdzie tak pięknie potrafią przypuszczać”.
https://www.youtube.com/watch?v=rAtKr_nsZSs
Ja już też powoli stawiałem znicze pod moją formą, którą podtrzymywałem po dobrze przepracowanej wiośnie i dziś zaplanowałem sprawdzian na 5km sam dla siebie i przełamałem w końcu 20minut. Czas postawić sobie cel na jesień i po prostu wykonać albo z innymi albo samotnie. Dużo mocy dla wszystkich!
Cześć Favri,
Przede wszystkim – gratulacje! 20 minut to już konkret przebieranie nogami, dobra robota. 🙂
Wierzę, że jesień będzie jeszcze szybsza, i że będzie okazja na jakiś oficjalny start w biegu.
No a co do Łony i Webbera – klasa jak zwykle, tyle prawdy zawarte w jednym utworze, coś pięknego 🙂
Pzdr.
Cześć, teoretycznie zgoda co do tego, że cała ta pandemia to wymówka doskonale uzasadniająca niezbyt twórczy trening, pomijanie wymagających akcentów, rozbiegań budujących objętość i treningu uzupełniającego. Wiem, że zachowanie wysokiej jakości treningu (w bliskiej i dalszej perspektywie) wymaga elastyczności, ale… no ile można!?
W początkowym stadium pandemii nawet się ucieszyłem na odwołanie startu docelowego – Gdyni – i zaplanowałem więcej czasu na budowę wytrzymałości biegami ciągłymi. Konsekwentnie zakładałem, że w kwietniu przejdę do BPSu, a w maju spożytkuję formę, czy to na zawodach, czy na bieżni z kolegami lub bez kolegów. Ale wtedy pan Mateusz z Łukaszem zabronił wychodzić z domu na pierdoły, do lasu, do parku i w sumie trochę na wały, gdzie akurat zwyczajowo realizuję jednostki progowe. Nad okolicami Olimpijskiego latał helikopter. Przemęczyłem się więc 3 tygodnie biegając z przyczajki wieczorem po osiedlu bez mocnych akcentów i na połowie objętości, a następnie wracając do crossów i ciągłych odbudowałem dyspozycję sprzed obostrzeń, co kolejne kilka tygodni zajęło. W międzyczasie pan Mateusz z Łukaszem nakazał zasłaniać twarz, czego egzekwowanie wydawało się niezbyt prawdopodobne na stadionie, więc wymyśliłem, że zamiast do BPSu przejdę od razu do letniego treningu szybkościowego na stadionie. Jednak nagle wszyscy młodzi wyczynowcy sobie przypomnieli, że istnieje coś takiego jak stadion. Chwilę później ostatni (półoficjalnie dostępny) wrocławski stadion pozamykano dla cywili, a wstęp na wyłączność dostali lekkoatleci. Zero transparentności działania, żadnego ciecia, który by brał pieniądze czy mierzył temperaturę, po prostu „pozdro dla wtajemniczonych”.
Ja lubię mieć trening logicznie poukładany co do ogólnego celu w danym okresie i spektrum stosowanych jednostek treningowych, a już drugi tydzień tracę na wymyślanie sobie jednostek na chwilę przed ich rozpoczęciem. W takiej sytuacji chyba jednak zabawy biegowe na czuja i wycieczki biegowe po lesie wydają się najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że poza bieganiem jest jeszcze życie 😉 Uaktywniają się znajomi, krystalizują się perspektywy na wakacje itp. Dla totalnego amatora (niezawiniony) bałagan w treningu wraz z wyposzczeniem w innych dziedzinach życia potrafią skutecznie zniechęcić do budowania formy. I mówię to, mając świadomość, że zimą jak było ciemno i ślisko, nie odpuściłem żadnego crossa czy podbiegu 🙂
Hej Wojtas,
Dzięki za ten komentarz. Przyznam, że poruszyłeś dużo zagadnień i w zasadzie ze wszystkimi się zgadzam. Sam jestem tylko człowiekiem i jak ktoś myśli, że przez okres pandemii trzaskałem 3 akcenty tygodniowo, trzymałem dietę i kilometraż powyżej 150 w tygodniu, to jest w błędzie. 🙂
Panował chaos i panuje nadal. Odpisuję Tobie po tym jak wiadomo już, że imprezy do 150 osób będą lada chwila legalne. Połowa organizatorów tak się już zamotała w tym wszystkim, że nikt już nie wie – kto i kiedy i w jakiej formule pobieganie.
Jednocześnie wiem, że to rozleniwienie spowodowane zamętem, odbije się na jesiennej formie. No i to trochę brutalne, a trochę piękne – ale za pół roku, czy za rok, perspektywa na obecny czas będzie taka, że albo się otrząsnęliśmy i z trudem, ale pociągnęliśmy trening wbrew wszystkiemu, albo no właśnie – ulegliśmy pokusie zamętu.
Dostępność stadionu – bieżni i ogólnie obiektów skierowanych dla amatorów, to niestety osobny i nieprzyjemny temat. Ze smutkiem stwierdzam, jako absolwent AWF-u we Wrocławiu i osoba, która od 10 lat ubija biegowe ścieżki w stolicy Dolnego Śląska, że z obiektami to u nas cienko i raczej niewiele jest decyzji zachęcających do pielęgnowania kultury fizycznej.
Trzymam kciuki, żeby jednak trening się spiął i na jesień, czy też wiosnę 21′ było pożądane depnięcie pod butem :).
Wczoraj byłem między g.18:50 a 20 na stadionie LA na Olimpijskim i w końcu był otwarty! Kilku amatorów (w tym ja) się przewinęło. Łańcuchami są pozamykane dziury w płocie (przez które biegacze przemykali ostatni miesiąc) ale główna bramka została otwarta (bo chyba z 2 tygodnie byłą zamknięta). Nie wiem, czy to na stałe, ale jest nadzieja :).
Cześć Piotrek,
Tak, ja też obserwuje, że od tygodnia główna furtka jest cały czas otwarta. Wczoraj, tj. 30.05 były z bieżni nawet pościągane płotki z przyczepioną informacją o zamknięciu stadionu.
Prawdę powiedziawszy, tylko jeden znajomy wspomniał mi, że został przegoniony z tartanu podczas treningu.
Osobna sprawa, że próbę wejścia na stadion podejmą tylko osoby wtajemniczone, które wiedzą, gdzie szukać furtki. Główna brama od alejki prowadzącej od bramy na teren AWF-u widziałem tylko 2 razy w życiu otwartą. 🙂