Przejdź do treści

Maraton Malaga – dni 21-14 do zawodów

Ostatnie 7 dni w liczbach:

Treningi biegowe: 7
Akcenty: 2

Łączny kilometraż: 120
Trening siłowy:  2

Zaczynam się denerwować. W zasadzie żadna to nowina, ponieważ w pewien sposób denerwuję się już od jakiegoś czasu. Kiedyś wspominałem już o tym, że albo denerwuję się, ponieważ ogarnia mnie strach przed tym, że nie zdążę zbudować formy, albo wręcz przeciwnie — jestem w formie i boję się, że „nie dowiozę” tej dyspozycji do zawodów. W tym momencie ogarnia mnie obawa numer dwa.

Przez cały listopad kręciłem na treningach i na zawodach znakomite czasy. Jednak fala wznosząca nie może trwać wiecznie. Co prawda nie dzieje się jeszcze nic, co zagroziłoby dobremu wynikowi podczas maratonu, ale jakieś drobniutkie sygnały odbieram niczym hipochondryk. W minionym tygodniu dwa razy twierdziłem, że jestem przeziębiony. Jeżeli doda się do tego wizytę na wadze w celu kontroli masy ciała każdego poranka, nie wiem, czy nie nadaję się do szczegółowej obserwacji, którą powinni przeprowadzić panowie w długich białych kitlach. A może to normalne, że się denerwuję?

Zmniejszanie obciążeń

Trening zaczyna być luźniejszy. W praktyce oznacza to, że obciąłem końcówki rozbiegań w celu zmniejszenia kilometrażu, a mocne biegi tempowe „pokroiłem” na krótsze fragmenty i wsadziłem między nie przerwy, tak żeby nie przeciążać organizmu.

W odróżnieniu od wiosennego maratonu, gdy prawdopodobnie byłem zbyt zmęczony w dniu zawodów, postanowiłem tym razem wydłużyć okres zmniejszania obciążeń z 2 na 3 tygodnie. Ogólna zasada treningu mówi o tym, że im wyższy poziom sportowy i dojrzalszy zawodnik, tym dłuższy powinien być program przygotowawczy, ale również — dłuższy powinien być odpoczynek przed głównym startem.

Ja jestem trochę taki chłoptaś w wieku pośrednim. Młodzież na osiedlu mówi mi per pan, ale dla większości dozorczyń spoglądających na nasze podwórze z okien jestem 'chłystkiem spod ósemki’. Sportowo również wypadam gdzieś w tej okolicy — już nie młody, ale jeszcze nie wyga. Liczę, że 3 tygodnie odpoczynku wyjdą mi na dobre.

2 akcenty

Warto zaznaczyć dla dobra ogólnego wszystkich biegających i czytających bloga, że „3 tygodnie odpoczynku” nie oznaczają trzech tygodni nic „nierobienia”. 🙂

W minionym tygodniu zaliczyłem dwie, konkretne jednostki:

Środa – 15 km po 3:30
Ten trening sądziłem, że zrobię nieco wolniej (planowałem tempo 3:35-3:40). Zacząłem jednak z wiatrem, co spowodowało, że pierwsze kilometry wyszły za szybko. Później, gdy odwróciłem się w kierunku wichury, zrozumiałem, skąd brał się mój luz w nodze. Ambicja nie pozwoliła mi zaakceptować zejścia z tempem do poziomu 3:40, więc ostatecznie skończyłem dość mocno wymordowany po 15 km w średnim tempie 3:30.
W tym momencie może paść zasadne pytanie — a co z tym luzowaniem? Element luzowania występuje tutaj w długości odcinka, gdyż pierwotne 18-20 km zmieniłem na 15 km w związku z mocniejszym tempem. Uczciwie przyznam jednak, że powinienem po prostu zwolnić, nie robiąc z siebie bohatera treningu.

Sobota – 5 x 2 km po 3:20 Przerwa 2′
W weekend zawitaliśmy z Asią w Szklarskiej. Między odwiedzinami rodzinki, wyskoczyłem na szybką sesję treningową na Zakręt Śmierci. Sesja była szybka nie tylko w przenośni, biegałem naprawdę konkretnie. W stronę Świeradowa kilometry wyszły nieco lepiej niż na odcinku powrotnym, co spowodowane jest delikatnym wzrostem wysokości w kierunku Szklarskiej Poręby, ale uogólniając, zakładane 5 x 2 km po 3:20 wykonałem.
Samopoczucie na treningu było, pisząc krótko – bez rewelacji. Biegłem siłowo, na jezdni była szklanka, temperatura -5. Na szczęście jakoś dotarłem do końca w jednym kawałku. Zastanawiałem się, co spowodowało gorsze samopoczucie i wydaje mi się, że dość trudny tydzień poza sportowo, dołożył swoją cegiełkę do gorszego dnia.

Wysoki Kamień, nie wiedziałem, czy zdjęcie będzie pasować, ale ostatecznie stwierdzam, że budowanie formy na maraton jest równie mozolne, co wznoszenie wieży. No i chyba przypasowało. 🙂

Mniejszy kilometraż

Jak wspomniałem wcześniej, obciąłem końcówki rozbiegań. Każdorazowo trzymałem się limitu 15 km na trening (poza akcentami rzecz jasna). Nieco mniej kilometrów wpadło również w niedzielę, gdy robiłem „ostatnie długie wybieganie”, choć tak naprawdę długie wcale nie było. Zaliczyłem 21 km po górkach. Istotniejszy jednak od samego dystansu był czas wysiłku na tym treningu. Biegałem równo 2 godziny. W kolejnych 2 tygodniach nie zamierzam wykonać żadnego treningu trwającego powyżej 90 minut. Strava podpowiedziała mi zrealizowane 120 km. Sądzę, że kolejny tydzień nie przekroczy 100 km, a potem już tydzień startowy – !wreszcie!

Podsumowanie

W sobotę były Andrzejki :), dostałem sporo życzeń, również od czytelników bloga, dzięki! Jest mi bardzo miło. Przeważnie życzenia dotyczyły „luźnej łydki”, „wiatru w plecy” i „połamania 140 minut”. Wszystko się oczywiście przyda, zwłaszcza połamanie 140 minut! Sam życzę sobie jednak bardziej przyziemnych spraw – ot, żebym nie zwariował w oczekiwaniu na malagowy start! 😉

Prezent od żony – żeby i ona nie zwariowała 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *