Przejdź do treści

Maraton Malaga Przygotowania – tydzień 10

10 tygodni – tyle czasu minęło, od kiedy po raz kolejny stanąłem przed lustrem i powiedziałem sobie, że pora zrobić to znowu. Znowu policzyć dni do startu, znowu zaplanować wszystkie jednostki treningowe, znowu się odchudzić, znowu zrezygnować z szeregu tych wszystkich przyjemności, jakie niesie ze sobą niesportowy tryb życia. Po tych 10 tygodniach jestem mega zmęczony, chudszy o 3 kg, uboższy o kilka imprez i szczęśliwszy o 70 wartościowych dni życia.

Zaczynam się stresować, już sam ten fakt daje do myślenia. Bieganie stanowi jeden z filarów mojego życia. Prowadzę firmę opartą o bieganie, pracuję na etacie, który opiera się na bieganiu. Projekt przewodni mojego życia – 140 minut – to również bieganie. Mimo wszystko, czy ten potężny filar mojego życia ukruszy się, gdy w Maladze pobiegnę, dajmy na to 2:37? Raczej nie. Zdecydowanie NIE!

A jednak się stresuję.

Ham
Na przełomie lat 50 i 60-tych XX w. żył w Stanach szympans o imieniu Ham, choć tak naprawdę imię dostał później, początkowo był „szympansem nr 61”. Z kolei określenie „żył” jest w jego przypadku sporym nadużyciem, ponieważ był w gruncie rzeczy doświadczalną marionetką, która dzięki warunkowaniu instrumentalnemu nauczona została szeregu czynności, jakie wykonywać miał pierwszy pilot podczas lotu kosmicznego. NASA najzwyczajniej w świecie stwierdziło, że zanim w kosmos zostanie wystrzelony człowiek, warto przeprowadzić test na zwierzęciu. Zresztą dokładnie tak samo działali Rosjanie, z tą różnicą, że oni lubowali się w wystrzeliwaniu w przestrzeń kosmiczną psów. Z obecnej perspektywy trudno mówić, że działania jednych i drugich były humanitarne. Przykładowo Ham, zanim został pierwszym Amerykaninem w kosmosie (chociaż pochodził z Konga), przez 2 lata częstowany był regularnie prądem przepływającym przez metalowe płytki przytwierdzone do jego stóp. Poczęstunek ten fundowano mu za każdym razem, gdy wcisnął na desce rozdzielczej kapsuły kosmicznej nieodpowiedni guzik. Mało dobrego można powiedzieć o takiej metodzie szkolenia szympansa, ale przyznać trzeba, że była nad wyraz skuteczna. Ham został astronautą. Odbył lot kosmiczny i nie pomylił się w trakcie jego trwania ani razu. Mało tego! Po odbyciu kolejnych startów, w których uczestniczyli już ludzie, okazało się, że Ham jako jedyny podczas całego lotu nie wykazał najmniejszej nerwowości. W żadnym momencie nie skoczyło mu tętno, a weterynarze nie zanotowali choćby drobnych oznak lęku u zwierzęcia.
Po kilkudziesięciu miesiącach ciągłego stresu i nieustannym wykonywaniu w kółko tych samych czynności lot w kosmos był dla tego dzielnego szympansa, łatwym i przyjemnym zadaniem.

…A ja przecież tylko biegnę maraton, w dodatku dopiero za 7 tygodni – i się stresuję. Nie wiem czemu, może to efekt facylitacji, w końcu piszę o każdym moim treningu i zawsze wykładam kawę na ławę, gdy coś pójdzie nie tak. Może dlatego, że inwestuję w realizację wyznaczonego celu mnóstwo czasu i energii, a jest to inwestycja o ponadprzeciętnym ryzyku?

Ostatnie 7 dni w liczbach:

Treningi biegowe: 10
Akcenty: 3

Łączny kilometraż: 168
Trening siłowy: 2

Poniedziałek
Dobry poniedziałek to taki, który szybko mija. Mi poniedziałki mijają ultra szybko, co w sumie jest biegowym oksymoronem. Trening zaliczam rano i wieczorem, w minionym tygodniu było to:

  • 18 km w tempie 4:02 rano
  • 10 km w tempie 4:21 wieczorem

Do tego należy dodać 80 minut trudnej jednostki siłowej i przepis na harmonogram dnia napięty do granic możliwości jest gotowy.

Wtorek – akcent 1
Wyjątkowo, w ciągu ostatnich 7 dni zdecydowałem się na przeszeregowanie kluczowych jednostek treningowych. W efekcie tej decyzji, we wtorek zaliczyłem trudny, ale dający bardzo dużo satysfakcji trening – 16 km w średnim tempie 3:44, co jest dla mnie intensywnością znaną z polskiej szkoły treningowej jako drugi zakres. Cały trening to łącznie 22 km, doliczając rozgrzewkę i schłodzenie.

Drugi zakres jest środkiem treningowym z najlepszym stosunkiem nakładu sił do tempa przelotowego na treningu. Z moich obserwacji wynika, że treningi trudniejsze, zaczynają generować ogólne zmęczenie organizmu w sposób wykładniczy, podczas gdy zmęczenie po treningu drugiego zakresu jest nieznaczne. Naturalnie, czujemy się zmęczeni bardziej niż po rozbieganiu, jednak różnica ta jest niewielka. Tymczasem praca na treningu została wykonana znacznie solidniejsza.

Środa
Trzeci dzień tygodnia to ponownie 2 treningi. Oba spokojne. W treningu biegowym występuje kilka szkół na temat tego, gdzie i kiedy dokładać dodatkowe (drugie treningi w ciągu dnia) w układzie tygodnia. Są trenerzy, którzy uważają, że najlepszym momentem jest popołudnie w dzień akcentu, inni z kolei twierdzą, że w dzień akcentu nie powinno robić się już nic innego niż odpoczywać. Zalecają oni dokładanie treningów w dni spokojne. Nie byłbym sobą, gdybym nie przetestował obu rozwiązań na sobie. W moim przypadku przeważnie lepszym rozwiązaniem jest dołożenie drugiego treningu w dzień spokojny. Właśnie dlatego środa składała się u mnie z:

  • 16 km po 4:24 rano
  • 10 km po 4:20 wieczorem

Czwartek – akcent 2
W czwartek wykonałem najważniejszą jednostkę w tygodniu. Jasne, można powiedzieć (sam tak mówię), że nie jedna jednostka decyduje o sukcesie, tylko połączenie wielu treningów, ale w palecie bodźców, jakimi się częstuję, trening w tempie półmaratońskim jest tym najtrudniejszym i dającym według mnie największe korzyści wydolnościowe.

Trening wyglądał następująco: 3 km rozgrzewki + 4 x 3,3 km po 3:20 p. 2′ + 3 km schłodzenia. Po ostatnim raporcie, który można przeczytać tutaj, otrzymałem pytanie: Dlaczego właśnie 3,3 km w jednym odcinku? Odpowiedź jest prozaiczna – taką mamy pętlę do treningów na osiedlu :). Oczywiście, taka długość spina się dobrze z metodyką treningu, ponieważ odcinki trwają po 11 minut, co idealnie wpisuje się w moje zapotrzebowanie, ale gdyby pętla miała 3 km lub 3,5 km, trening miałby baaardzo podobną strukturę.

Poza uczuciem ulgi, jakie towarzyszyło mi, gdy zrzuciłem z siebie ciężar wykonania tej jednostki (ona serio nie jest ani łatwa, ani przyjemna), muszę przyznać się do popełnienia kardynalnego błędu przy doborze sprzętu na trening. Coś podkusiło mnie, żebym zabrał na trening model Sauconego Typ A8. But najostrzejszy z dostępnych od Sauconego. W zasadzie to dwie deseczki powleczone kawałkiem materiału. Sprawują się ekstra na próbach do 3 km, ale zrobienie w tym bucie ponad 13 km w mocnym tempie odbiło się niekorzystnie na moich łydkach. Zamiast kombinować i zabrać sprawdzone Fastwiche 9, niepotrzebnie postanowiłem eksperymentować. Piszę o tym, z dwóch powodów – żeby utrwalić sobie, że najczęstrzą przyczyną nabicia guza, są moje własne błędy oraz, na dowód, że mimo poukładania mojego treningu pod linijkę, też robię czasami głupoty. Jak każdy.

Piątek
Początkowo w piątek zaplanowałem 2 jednostki, ale po porannym bieganiu i sesji na siłowni, postanowiłem zmienić plany. Organizm zabrał do kupy czwartkowy akcent i poranne wysiłki (pomijam już zmęczenie całym tygodniem) i dał jasny sygnał – wyluzuj! Wziąłem na klatę gorsze samopoczucie i odpuściłem dodatkowe kilometry, które prawdopodobnie zrobiłby więcej złego niż dobrego. W związku z tym dzień zakończyłem z 17 km w tempie 4:03 oraz 80-minutową sesją siłową.

Sobota
Weekend rozpoczął się dla mnie spokojnie. Nie narzekałem na dość łagodny trening, ponieważ miałem tego dnia sporo spraw na głowie i lekkie 15 km w tempie 4:22 w zupełności mi wystarczyły. Na koniec (wreszcie) dołożyłem serię przebieżek.

Niedziela – bieg długi
Finał tygodnia, godzien był swego określenia. Drugi raz w tygodniu dałem się podejść „temu, co mi się wydaje”, a nie twardym danym i zamiast precyzyjnie sprawdzić trasę treningu, postanowiłem ruszyć na bieg długi trasą, która ma ok. 35 km. Dokładnie tyle chciałem wykonać, przy jednoczesnym założeniu, żeby trening nie przekraczał 2:30. 150 minut treningu to dobry bezpiecznik, który uniemożliwia zbyt ostre przeginanie z czasem treningu i jednocześnie reguluje, żeby jednostka była jeszcze budująca, a nie już degradująca formę.

Niestety, na ok. 27 km zacząłem się orientować się, że zaplanowana trasa będzie miała ciut więcej, niż przewidywałem. Na samą myśl, skoczyło mi tętno :). Postanowiłem, że dobiegnę do 35 km i najwyżej wsiądę do autobusu. Pech chciał, że przystanek był na 34,5 km. Postanowiłem dobiec do kolejnego, a ten był na 35,5 km mojej trasy. Gdy już do niego dotarłem, byłem 2 km od domu. No cóż… głupio byłoby przebiec 35 km i przejechać autobusem kolejne 2 km. Postanowiłem dobiec do domu.

Skończyło się na 37,5 km w 2:35, co z jednej strony jest przegięciem, a z drugiej przy jednorazowym wybryku, o niczym nie świadczy i żadnych konsekwencji mieć nie będzie. Lekcja nr 2 z minionego tygodnia – nie ufaj swojej pamięci co do długości trasy biegu 😉

3 komentarze do “Maraton Malaga Przygotowania – tydzień 10”

  1. Szacun… Za ilość i intensywność treningów oraz również za konsekwencję i wybór maratonu w grudniu. Dla mnie wszelkie starty po 11 listopada aż do pierwszego dnia wiosny to trudny temat, gdyż niełatwo przychodzi mi zmobilizować się do biegania późną jesienią i zimą. Jeszcze bieganie „lajtowe” jakoś wychodzi, ale ostry trening pod wynik już nie bardzo. Zatem, tym większy podziw! Zwłaszcza, że twoje treningi są urozmaicone i zawierają naprawdę mocne jednostki.
    BTW, byłem w Maladze przed 2 tygodniami – piękne miasto, wtedy temperatura była ok. 24-25 C. Część miasta na wzgórzach ale z tego co widziałem w sieci, trasa raczej przy nabrzeżu, przez co dość płaska.
    Trzymam kciuki za dalszą „orkę” i życzę zdrowia, sił i wytrwałości.
    Czy w porównaniu z ostatnimi przygotowaniami czujesz się silniejszy?

    1. Cześć Piotrek,

      Dzięki. Komentarz mobilizuje do utrzymania dobrej passy. 😉
      Przyznam, że lubię tryb „biegowego pokutnika”, gdy pogoda nie dopisuje, a ja mimo to, realizuję kolejne jednostki. Liczę wtedy jak dziecko, każdy dzień, który przybliża mnie do startu i jakoś ten trening idzie.

      Trasa płaska, podobno. Liczę na temperaturę poniżej 20 stopni, a nawet bliżej 16. Start jest o 8.30, więc do 11.00 powinno być znośnie.

      W tym momencie czuję się prawie najmocniej w całej mojej biegowej przygodzie. Wiem, że to uczucie potrafi być złudne, więc nie pompuję balonika, ale wygląda na to, że jest dobrze.

      1. Gratulacje za dzisiejszy rekord na 5 km na CityTrail. Czołówka biegu jak na MP 😉
        Na maratonie będzie dobrze. Jak bijesz rekord na 5km, „z palcem” robisz połówkę w 1:12 i tego samego dnia dokręcasz do 33 km bez zmęczenia, ogólnie wszystko wychodzi i jesteś w gazie, to musi być dobrze.

Skomentuj Andrzej Witek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *