Przejdź do treści

Maraton Malaga Przygotowania – tydzień 9

Przypomniało mi się ostatnio bardzo ciekawe powiedzonko, co prawda nie odnosiło się do biegania bezpośrednio, lecz do ekonomii, ale na swoje potrzeby zaadaptowałem je do opisu pewnych zjawisk biegowych. Brzmi ono tak:

Pytać maratończyka o to, jak się czuje w trakcie przygotowań, to tak jakby zapytać się osoby wyskakującej z ósmego piętra, jak czuje się na wysokości czwartego piętra – REWELACYJNIE!

A jak się skończy, można się oczywiście domyślać.

Jestem równo 8 tygodni przed głównym startem. Czuję duże zmęczenie, ale wszystko odbywa się w bardzo pozytywny sposób. Mam tu na myśli cykliczność między generowaniem zmęczenia i jego rozładowywaniem. Wysypiam się, najadam, szukam równowagi między pracą a odpoczynkiem… niektórzy mogą nawet uznać, że prowadzę normalny tryb życia. Czasem nawet sam o tym myślę, że wcale bieganie nie angażuje mnie tak bardzo, że jest w sumie lekko i przyjemnie, po czym spoglądam na poniższe liczby i wiem, że mijam właśnie czwarte piętro.

Ostatnie 7 dni w liczbach:

Treningi biegowe: 8
Akcenty: 2

Łączny kilometraż: 150
Trening siłowy: 2

Poniedziałek
Początek tygodnia to dwa treningi. Pierwszy z nich – 17 km w tempie 4:02, drugi – 10 km w tempie 4:16. Oba treningi wykonałem w pełnym tlenie, czyli na spokojnie w pierwszym zakresie intensywności. Cieszę się, ponieważ za każdym razem w życiu, gdy zaczynałem biegać w okolicy tempa 4:00 i nie wychodziłem poza pierwszy zakres intensywności (mierzony tętnem), byłem w dobrej formie. Niby proste jak budowa cepa, a jak żmudnie się dociera do tego miejsca.

Poza samym bieganiem, przy asyście Marcina, wykonałem trening siłowy. Co w zasadzie stanowi dodatkowe 90 minut ćwiczeń, wcale nie lekkich.

Wtorek
Drugiego dnia tygodnia, spłacałem dług zaciągnięty dzień wcześniej. Suma wysiłków (mimo, że w niskiej intensywności) spowodowała, że spokojne rozbieganie zrobiło się mniej spokojne niż zazwyczaj. 🙂
W sumie wyszło 15 km w tempie 4:22 z jednym wysokim skokiem tętna, ponieważ zaplanowałem trasę biegu tak, aby sprawdzić, co się dzieje na budowie szeregówki, w której planujemy zamieszkać z Asią. Jakby ktoś miał wątpliwości, tętno skoczyło na widok stopnia zaawansowania prac budowlanych.

Środa – akcent 1
Akcent zaplanowany na środek tygodnia wreszcie (po poprzednich 4 tygodniach) zmienił charakter i tym razem wykonałem pierwszą z serii jednostek nastawionych w większym stopniu na wysiłek maratoński.

Trening wyglądał następująco:
4 km spokojnie + 3 x 3,3 km w tempie 3:15 p. 2′ + 2 km po 3:15 + 3 km lekko.

Trening planowałem robić w tempie 3:18-3:20, jednak noga podawała na tyle dobrze, że trudno było się opanować. Tętno bardzo szybko spadało w przerwach. Suma odcinków wyniosła 12 km – to sporo. Na bazie takiego treningu można wysnuć założenia, że startując w półmaratonie, miałbym spore szanse na złamanie czasu 1:09:30, co jest wynikiem ponad moją życiówkę.

Przyznaję bez bicia, że jest to najlepszy trening, jaki wykonałem od 9 tygodni. Ba! Jest to najlepszy trening, jaki wykonałem od kwietnia! Właśnie po nim przypomniało mi się powiedzonko o uczuciu po wyskoczeniu z ósmego piętra. 😉

Czwartek
Oczywiście po poprzednim dniu nie było mowy o niczym innym jak o spokojnym rozbieganiu. Skończyło się na zaliczeniu 17 km po 4:19.

Dodatkowo tego dnia, ponownie dostałem mały wpiernicz na siłowni. Łącznie 80 minut ćwiczeń stabilizacji dynamicznej i dźwigania ciężarów.

Piątek
Kolejny spokojny trening na liczniku. Tym razem 16 km w tempie 4:19 oraz dodatkowe 2 km, w których zmieściło się 6 przebieżek. Na przebieżki nie miałem totalnie ochoty, ale jest to niestety obszar, który nieco zaniedbałem i czuję tego konsekwencje. Z drugiej strony, gdybym miał robić wszystko, co tylko niesie ze sobą nawet najdrobniejsze korzyści dla kondycji – trenowałbym od świtu do zmierzchu. Przebieżki są tym elementem, który pod naporem innych rzeczy zostały po macoszemu wypchnięty na margines. Teraz próbuje je ponownie wciągnąć na listę „must have”.

Sobota
Weekend rozpoczął się dość ciekawie. Zaplanowałem 2 miesiące temu, że w połowie przygotowań w ramach testu wydolności, pobiegnę sprawdzian, konkretnie – Półmaraton Piastowski. Miał to być mój czwarty start w tym biegu. Dwukrotnie wygrywałem zawody, a raz byłem drugi, za Grześkiem Gronostajem. Miałem więc dobre wspomnienia związane z tą imprezą.

Przed biegiem poczyniłem 2 założenia:
– Postanowiłem „wciągnąć” start w długi weekendowy bieg. Czyli poniekąd zaliczyć udział w zawodach przy okazji długiego rozbiegania, do którego samodzielnie bym się tak bardzo nie zmobilizował.
– Poprawić rekord trasy (1:15:45 z 2015 roku, który należał do… mnie :P)

Rozpocząłem od 5 km spokojnego biegu. Następnie zaliczyłem półmaraton w mocnym tempie (mocniejszym niż podejrzewałem, że dałbym radę w lekkim crossie), wygrywając bieg z czasem 1:12:52 i na koniec dokręciłem spokojnie 6,5 km.

Mimo mocnego wysiłku przez resztę dnia czułem się bardzo dobrze, co nie jest rzeczą oczywistą po takim bodźcu. Razem bowiem wyszły 33 km ze średnim tempem 3:48.

Niedziela
Zmęczenie, które nie ujawniło się w sobotę, dało o sobie znać w niedzielę. Rano miałem gorsze samopoczucie. Nie odbiegało ono jakoś specjalnie od klasycznego zmęczenia treningiem, ale zaplanowane 19 km w tempie 4:12 wyklepałem bez polotu. O sumie zmęczenia świadczy też na pewno to, że po południu, co raczej mi się nie zdarza, zdecydowałem się na drzemkę.

Podsumowanie
No i jak to jest z tymi przygotowaniami? Jak idzie źle – panika, że idzie źle. Jak idzie dobrze, to niby dobrze, ale po głowie zaczynają błąkać się demony podpowiadające, że siła grawitacji ujawni swoje oblicze przy kontakcie z ziemią, w którą niechybnie trafię z impetem proporcjonalnym do piętra, z którego wyskoczyłem. I pomyśleć, że robię to z własnej woli… 😉

2 komentarze do “Maraton Malaga Przygotowania – tydzień 9”

  1. Hej,
    Dzięki za gratulacje!

    Planuję. W kolejnym tygodniu (jest już z niego raport na blogu), planowałem zrobić 160 km. Skończyło się na 167 km. Bariery 170 raczej nie przekroczę. Został mi tak naprawdę 1 cykl 3-tygodniowy z dużym kilometrażem. Potem tydzień przerwy (przerwy w sensie od liczby kilometrów) i 2 tygodnie z pomniejszoną objętością. 🙂

Skomentuj Andrzej Witek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *