W poprzednim tygodniu miałem (niestety) okazję obejrzeć mecz Glesgow Rengers vs Legia Warszawa w rozgrywkach Ligi Europy. Liga Europy to taka impreza pocieszenia dla zespołów, które są za słabe na Ligę Mistrzów, coś jak ratunkowy półmaraton biegany 3 tygodnie po maratonie, który zakończył się klapą, z nadzieją, że na połowę dystansu może jednak starczy nam sił. Wracając do wspomnianego meczu Ligi Europy, choć tak naprawdę mówimy o rundzie eliminacyjnej, co stawia poziom polskiej piłki w jeszcze gorszym świetle – dawno żadne wydarzenie sportowe nie zmęczyło mnie jako widza, tak bardzo, jak ta dramatyczna rozgrywka.
Trenerzy piłki nożnej mówią czasem: „To był sprawiedliwy remis” albo „Zasłużyliśmy na to zwycięstwo, stworzyliśmy więcej sytuacji”. Jakby nie wiedzieli, że Temida jest ślepa, a w ręku trzyma kuchenną wagę i nóż do krojenia. Nie można oczekiwać po kimś takim sprawiedliwości. Zresztą samo stworzenie sytuacji na boisku o niczym nie świadczy, trzeba ją jeszcze wykorzystać, a tymczasem napastnicy obu zespołów wykazali aspirację do Pokojowej Nagrody Nobla, robiąc wszystko, żeby jednak nie skrzywdzić przeciwnika.
Po poszerzeniu mojego wachlarza ekstremalnych przeżyć o widowisko, jakie zafundowała Legia, stwierdzam, że gdyby sport był sprawiedliwy, z rozgrywek powinny odpaść obie drużyny.
Na koniec wątku piłkarskiego – żeby nie było, że czepiłem się tylko Legi, ktoś z czytelników pamięta, kiedy na Mistrzostwach Świata lub Igrzyskach Olimpijskich nasz kraj reprezentował biegacz na 5000 lub 10 000 m?
Jesienny maraton — przygotowania
Drugi tydzień treningu do jesiennego maratonu za mną, tak prezentuje się w liczbach:
Treningi: 8
Kilometry: 115
Akcenty: 2
Przejechane na rowerze: 126
Ze spraw istotnych wydarzyło się niewiele – dwa akcenty, które miały miejsce w tygodniu to zabawy biegowe. Wykonałem je odpowiednio w środę i sobotę. Za pierwszym razem w klasycznej formie 6 x (2’/1′ + 1’/30″ + 30″/30″), natomiast w sobotę struktura treningu zbudowana była z powtórzeń 10 x 2’/1′. Przyznam, że na razie idzie dość topornie. Trudno jednak spodziewać się efektów po 2 tygodniach, gdy nie robiło się treningów na takiej prędkości od kilku miesięcy. Zegarek przy tempie chwilowym, które traktuję jako ciekawostkę, pokazuje tempo 3:20, co niedawno było moim tempem półmaratońskim. Wiem jednak, że w tym momencie nie pobiegłbym z taką prędkością nawet 10 km. Czyli ćwiczę cierpliwość.
Doszukując się ciekawych punktów w treningowym programie, mogę wskazać trening sprawności wykonywany na płotkach. W ramach tej jednostki wyklepałem początkowo 10 km w lekkim tempie, a później wykonałem kilkanaście ćwiczeń, które ogólnie można określić jako siłę biegową.
Ostatnią rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę, jest duża objętość na rowerze. Duża jak na mnie. Na rowerze klasy średniej z kilkuletnią historią i profilem sportowym, przemieszczam się w średnim tempie 20 km/h. Jest to górne tempo pełnego komfortu, jeżeli mam określić intensywność. Czyli poza niecałymi 9 h biegania, do programu doszło ok. 6 h jazdy na rowerze. Liczę, że ten symboliczny bodziec pomoże w początkowej fazie budowania formy i przyspieszy cały proces.
Oby tylko sport okazał się sprawiedliwy i wykonana praca zaowocowała w grudniu.
Do następnego!
Chyba Bronek 1972.
Z pamięci wydaje mi się, że Malinowski właśnie, ale nie szperałem w kartach historii. Przykry fakt jest taki, że od 72′ do 92′ jest 20 lat. Potem się urodziłem i przez kolejne 27 lat nic się nie zmieniło.
Z czystej ciekawości, bo z biegu przecież zrezygnowałeś – jak się skończył plan 10000 przysiadów? Ukończyłeś?
PS Chyba rzeczywiście Malinowski w ’72, ale z wyników śmiało mógłby też startować w 1976 – rekord Polski (aktualny 🙂 który wtedy nabiegał, dawał złoty medal.
Hej tam,
Nie, nie skończyłem. Dotarłem do połowy (chyba nawet trochę ponad) i tyle było w temacie. W poprzednim roku było mi łatwiej spiąć to „wyzwanie”, bo nie startowałem tyle. Teraz luzowałem sobie przysiady przed startem, potem chwilę odpuszczałem po starcie. Później musiałem gonić licznik i gdy nadchodziło przeciążenie przed Karkonoskim porzuciłem przysiady.
Pewnie jeszcze kiedyś będę je robił, bo mnie ten sposób ćwiczeń bardzo motywuje 🙂
Fajnie że wróciłeś do pisania ! Ja startuje na początku listopada i jak w sezonie jesień 2018 wiosna 2019 liczę na cenne uwagi.
Dzięki Finch,
Tak naprawdę nigdy nie kończyłem z pisaniem. 🙂
Teraz wdrażam się powrotne w rutynę. Sporo pracy i wydarzeń życiowych nieco mnie ograniczało w pisaniu, ale teraz już powinno być lepiej.
Pzdr.
„Generator” Lecha Twardowskiego przy Centrum Sztuki WRO – kropa energetyczna!
Dokładnie 🙂