Mistrzostwa Polski w górskim biegu ULTRA
27 lipca wystartowałem w MP rozgrywanych w ramach Maratonu Karkonoskiego. Nie napisałem z tego biegu relacji, ponieważ inne sprawy zaprzątały moją głowę w okolicach tej daty (o tym w kolejnym akapicie). Jednak po serii pogróżek od wiernych czytelników, o tym, że brak sprawozdania może się dla mnie źle skończyć, rozważam uzupełnienie zaległości. Dotarł nawet do mnie głos, że wspomniane MP były mistyfikacją, ponieważ brak relacji oznacza, jakoby ich nie było. Uspokajam — były. 🙂
Niezależnie od relacji, mogę napisać, że skończyłem udział w MP na 4. miejscu. Jaką wartość ma 4. miejsce w Polsce wśród górskich ultrasów? Przydałby się osobny artykuł, żeby rozwinąć ten wątek. Z jednej strony, nikt z uczestników MP nie był przygotowany do tej imprezy w 100%. Ja dowiedziałem się o terminie mistrzostw i klepnąłem formalności związane z udziałem w zawodach na 2 tygodnie przed biegiem. Podobnie było w przypadku kilku innych biegaczy z elity. Wielu znakomitych zawodników po prostu zabrakło na starcie. Z drugiej strony, bez skrupułów rywalizowałem na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego z Marcinem Świercem i Bartkiem Gorczycą, czyli absolutną śmietanką polskich biegów górskich. Podium uzupełnił Paweł Czerniak, reprezentant kraju w tegorocznych Mistrzostwach Świata w Portugalii, a miejsce za mną był inny czołowy Polski biegacz — Kamil Leśniak.
Moje wrażenia po tym biegu? Ciekawego określenia użył Kamil na wieczornym podsumowaniu startu: „Mieszane uczucia, jak wtedy gdy dowiadujesz się, że teściowa wpadła w przepaść Twoim autem”.
Oczywiście proszę potraktować żart z należytym, ultra dystansem. 🙂
Sorry dziewczyny 😉
Dnia 2 sierpnia 2019 roku wspólnie z Asią, założyliśmy oficjalnie podstawową jednostkę społeczną, jaką jest rodzina. Czy jak to mówią w banku: „Doszło do połączenia dwóch niezależnych gospodarstw domowych”. Tak czy inaczej, straciłem narzeczoną, a po mieszkaniu zaczęła kręcić się żona. Mam nadzieję, że taki obrót spraw nie zaniży statystyk na blogu (słowa kieruję do wszystkich fanek), a sam układ wyjdzie mi na plus. 🙂
Sprawy związane z organizacją wesela pochłaniały nieco czasu w tygodniowym harmonogramie. Sfinalizowanie przedsięwzięcia daje sporą szansę na regularniejsze wpisy na blogu — to tak w poszukiwaniu plusów. Oczywiście, jeżeli żona mi na to pozwoli. 🙂
Życie odmienione przez przypadki
Mianowicie chodzi mi o Bieg 7 Dolin. Jak pamiętacie, dopełnieniem kalendarza miał być wyścig w Krynicy na 100 km. Celowałem z przygotowaniami właśnie w tę imprezę, jednak w obecnym stanie fizycznym, nie widzę szans na udany występ. Biorę na klatę fakt, że zajechałem się pierwszą częścią sezonu i zbyt częstymi startami. Nadrzędnym celem w końcówce roku będzie zagraniczny maraton, jeżeli tylko zdołam się odbudować. Miejsce startu jest już wyłonione, ale na razie bez szczegółów. Liczę, że na koniec roku będę mógł zawołać po maratonie: „Mam nową życiówkę!”.
Arrivederci!
Najlepszego na nowej drodze! 🙂
Dzięki! 🙂
Wszystkiego, co dobre!
Dziękujemy, miło nam 🙂
Jeden z komentatorów sportowych kiedyś powiedział: „Becker ożenił się, ma dziecko i teraz może zająć się już tylko tenisem”. Jeszcze trochę i Witek będzie mógł zająć się już tylko bieganiem (no i blogowaniem) ;). Trzymam kciuki za resztę sezonu, a w szczególności za maraton :).
W domu tego głośno nie powiem, ale coś w tym jest 😀
„I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem, a krótko po północy kankana odtańczyłem.”
Jakbyś się jeszcze kiedyś żenił to daj znać 😉
Grzegorz, rozumiem że masz już przygotowany jakiś układ taneczny na kolejną okazję. 🙂
Czy arrivederci to podpowiedź odnośnie miejsca planowanej życiówki?
Aż tak przebiegły nie jestem. 🙂
Utkwiło mi w głowie po podróży poślubnej. Byliśmy w Dolomityach.
Ale maraton na pewno w zdecydowanie cieplejszym klimacie niż nasz.
Gratulacje😋. Co do maratonu, to podobnie jak Radek zgaduję, że to coś włoskiego. Czyżby Verona albo Venezia?
Ani Werona, ani Wenecja. Ale miasto na „W” się zgadza, o ile wszystko pójdzie zgodnie z moja myślą.