Pierwszym zdaniem chciałbym zamknąć pewien wątek, który wymyka się spod kontroli i przybiera niepokojących rozmiarów, odpowiadam zatem zbiorczo – żyję, czasu tylko mam mało.
Ostatnie tygodnie to bardzo intensywny okres w moim życiu (tak jakby kiedyś było inaczej). Niestety, nie z powodów treningowych. Całą moją uwagę absorbuje periodyzacja cyklu przygotowań ślubnych, interwałowe rozwiązywanie problemów z deweloperem, drugi zakres cierpliwości przy wizytach u mechanika i rozwiązywanie zagwozdek zawodowych z narastającą prędkością. Z treningowego żargonu mogę dodać jeszcze, że jestem na progu… wytrzymałości, oczywiście.
W wyniku powyższego rykoszetem oberwało się moim treningom, które straciły na jakości. Moje bieganie stało się bez wyrazu – zarówno bez tego, który wyraża zachwyt, jak i bez tego, który pomstuje do nieba. Po prostu zwykła klepanina robiona z doskoku.
Ultra przemyślenia
Jeżeli inkarnacja rzeczywiście ma miejsce, w poprzednim wcieleniu byłem szalonym naukowcem, który miłował się w dziwnych eksperymentach. Swoje przypuszczenia opieram o to, że równie mocno co sam trening, lubię jego planowanie i analizę, a ponad oba te obszary, uwielbiam spekulowanie o rezultatach różnych eksperymentów.
Ostatnia burza myśli przyniosła kilka założeń, które poczyniłem przy planowaniu treningu na najbliższe kilkanaście tygodni. Listę tych założeń prezentuję poniżej:
1. Wysiłek wielogodzinny (ultra) opiera się głównie o jak najlepszą ekonomię ruchu.
2. Biegi ultra mają charakter siłowo-wytrzymałościowy.
3. Praca siłowa spoczywa głównie na dwóch mięśniach: czworogłowym uda i pośladkowym wielkim.
4. Duży komfort w postaci zapasu szybkości prowadzi do złudnego uczucia kontroli wysiłku w początkowej fazie.
5. Zasymulowanie sytuacji startowej (wysiłku) w pojedynczej jednostce treningowej jest niemożliwe do osiągnięcia.
„Piątka Witka”, którą uknułem podczas jednego z wybiegań, to wypadkowa mojego doświadczenia, transferu metodyki treningowej z biegów ulicznych oraz obserwacji innych ultra-górali. Przeważnie moje wypowiedzi odnośnie treningu i biegania opieram o mocne fundamenty naukowe, tym razem wspomniane 5 punktów, to coś, co leży między intuicją a wiedzą.
Liczby okrągłe
Z tego względu, na 100 dni przed Biegiem 7 Dolin, na dystansie 100 km postanowiłem wprowadzić do mojego treningu pewnego rodzaju wyzwanie. Jestem osobą, która uwielbia jasno określone zadania i bardzo dużo satysfakcji czerpię z realizacji krok po kroku kolejnych elementów układanki. Zwłaszcza gdy mam nad tymi elementami pełną kontrolę.
Postanowiłem zatem, że w okresie przed Biegiem 7 Dolin w ciągu 100 dni, wykonam:
A) 10 000 przysiadów
B) 10 000 minut biegu.
Liczby te po uśrednieniu dają 100 minut biegania dziennie i 100 przysiadów. Jak wiadomo 100 minut jednorazowego biegu nic w formie nie zmieni, podobnie jak 100 przysiadów, lecz sumaryczne wykonanie tych aktywności da według mnie dobre przygotowanie do imprezy docelowej.
Na tę, szczególną okazję przygotowałem specjalny plik, w którym odliczam realizację wszystkich wykonanych minut biegu, jak i przysiadów.
Wygląda to w ten sposób:
Wpisuję codziennie zrealizowane przysiady i na podstawie prognozy opartej o bieżącą realizację, obserwuję, czy z zachowaniem obecnego tempa 'przysiadowania’ wyrobię się w ramach czasowych.
Osoby, które śledzą mój profil na Stravie, mogą po przeczytaniu dzisiejszego wpisu rozszyfrować, o co mi chodzi, gdy daję jednobrzmiący tytuł treningu, zmieniając jedynie ułamek zawarty w tym tytule:
Są to wspomniane wcześniej minuty, które sumuję po każdej jednostce.
Dlaczego monitoruję trening właśnie w ten sposób:
- Ponieważ znajduję w tym motywację. Mam duszę księgowego i lubię, gdy liczby się zgadzają. Odhaczanie kolejnych punktów daje mi komfort psychiczny, że wszystko mam pod kontrolą, a ja uwielbiam mieć wszystko pod kontrolą. Zaplanowane i zrealizowane.
- Liczę czas spędzony na treningu, a nie dystans, ponieważ bieganie po górach jest bardzo złudne w ujęciu zliczania kilometrów. Zdecydowanie trafniejsze jest określanie wysiłku poprzez podanie czasu spędzonego na treningu. Niech świadectwem tego będzie fakt, że np. ostatnio spędziłem na biegu po Ślęży 3 godziny, a mimo wysokiej intensywności zrobiłem raptem 28 km. Liczenie minut treningu pozwala zachować większą przejrzystość.
- Liczenie minut treningu zabija we mnie „bohatera treningu”. Nic nie chłodzi mi tak głowy, jak myśl: „No tak, czy pobiegnę po 5:00, czy po 3:30, to trening będzie trwał tyle samo czasu”. Zwiększając tempo biegu, tylko go sobie utrudniam. Np. tempo 5:00 utrzymane podczas Biegu 7 Dolin dałoby wynik ok. 8 godzin i 20 minut. Czyli rezultat lepszy od tego, jaki uzyskał Bartek Gorczyca, zwycięzca biegu w 2018 roku o… 43 minuty.
Nie chcę tymi słowami zapowiadać docelowego tempa, chcę jedynie zobrazować, że nie „szybkość”, czy zdolność do utrzymywania wysokiej intensywności decyduje o sukcesie w B7D, lecz zwyczajna wytrzymałość siłowa.
Trzymajcie zatem kciuki, żeby realizacja projektu szła jak najlepiej! Kolejne informacje o treningu postaram się serwować w odstępie tygodniowym.
Kciuki trzymamy, dobrze, że wznowiłeś pisanie! Ciekawa koncepcja z traktowaniem czasu, a nie kilometrażu, jako podstawowego miernika treningu. Aczkolwiek u mniej zdeterminowanych zawodników zapewne mogła by być demotywująca (pokusa łagodzenia tempa).
Szybko sprawdziłem moje minuty, do 10000 daleko, a start w sobotę, chyba już nie nadrobię 😉