Oj, to był pracowity czas. Ostatnie 7 dni, to nie tylko trening do maratonu, ale niesamowita dawka emocji, zmęczenia i niepokoju. Naprawdę, wykonałem w poprzednim tygodniu dużo cennej pracy, która przyniesie pożądany efekt podczas maratonu – jestem tego pewien!
W poprzednim wpisie (można go znaleźć tutaj), pisałem o tym, że trening do maratonu w ostatnich tygodniach przed startem, jest na tyle specyficzny, że trudno go nawet jakoś ładnie raportować. Sytuacja jest tym bardziej zawiła, że zrobiłem w odstępie 8 dni dwa półmaratony na maksa, co też jest raczej rzadkością, ale po kolei…
Trening do maratonu – tydzień #26
Po sobotnim Półmaratonie Ślężańskim, w niedzielę wykonałem spokojne i krótkie rozbieganie. Również wtedy pojawiła się pewność, że wystartuję za następne 7 dni w… kolejnym półmaratonie. Prawda jest taka, że knułem start w Półmaratonie Warszawskim wcześniej, ale uzależniłem go od poprzednich wyników.
Dokładnie miesiąc temu rozrysowałem na tablicy „plan decyzyjny”, na podstawie którego uzależniłem moje dalsze decyzje startowe w zawodach. W kolejnych tygodniach odhaczałem „checkpointy” w drzewku decyzyjnym i na 7 dni przed ostatnią połówką tej wiosny, mogłem się wreszcie na nią zapisać.
Jako ciekawostkę zdjęcie schematu zamieszczam poniżej.
Dodam jeszcze, że takie zobrazowanie celów pośrednich i dobre zaprogramowanie decyzji wprowadza ład działania, podwyższa samodyscyplinę i daje dużo satysfakcji, gdy odhaczamy kolejne stopnie rozwoju sytuacji. Szczerze polecam!
Posiadając wiedzę o nadchodzącym starcie, dopiero w niedzielę rozplanowałem kolejne dni treningowe, a wyglądały one następująco:
Poniedziałek
Poza niedzielą, dałem sobie spokój z konkretnym bieganiem również w poniedziałek. Bardzo grzecznie, bez ambicji, wyklepałem 13 kilometrów biegu, podczas których starałem się maksymalnie wypocząć. Tempo ok. 4:30.
Wtorek
Zaryzykuję stwierdzenie, że wtorek obok samego półmaratonu, to najciekawszy punkt dzisiejszej analizy treningu. Start w dwóch połówkach oddalonych od siebie o 8 dni, wymusił na mnie wykonanie biegu długiego w środku tygodnia. Mogłem oczywiście odpuścić długie wybieganie, ale jednak nawet przyzwoita połówka nie da tyle dobrego podczas maratonu, co długie wybieganie.
Trening podzieliłem sobie wstępnie na 3 fazy: 10 km spokojnie + 10 km po ok. 3:50-55 + 10 km po 3:40. Zgadałem się dzień wcześniej z Jackiem Sobasem i wspólnie ruszyliśmy na pierwszą część treningu. Pech chciał, że na dworze była tego dnia taka wichura, że łeb urywało. Biegliśmy po 4:40 w niektórych momentach, a tętno wskakiwało w drugi zakres. Ostatecznie średnia z pierwszej dyszki wyszła całkiem przyzwoita, ale walki było sporo.
Po 10 kilometrze zacząłem przyspieszać, a od 15 km „wskoczyliśmy” na naszą asfaltową pętlę na Psim Polu. Robimy tam wszystkie mocne treningi. Jest w tym miejscu dobra energia, chociaż pętla nie należy do łatwych. Z lotu ptaka przypomina znak nieskończoności – okoliczni mieszkańcy twierdzą, że to nie przypadek, ponieważ biegamy tam na okrągło. Ja uważam, że trasa układa się w taki sposób, ponieważ w nieskończoność mamy przerąbane z treningiem, gdy się na niej zjawiamy.
Dokładnie tak miałem przerąbane w drugiej części treningu. Tempo cały czas szło w górę, a wiatr robił raz po raz dowcipy zrywając się prosto w twarz. Na 20 kilometrze Jacek się odłączył i trening kończyłem samotnie. Poczułem duży przypływ energii i trzecią dziesiątkę pobiegłem w 34:45. Biegło się na tyle dobrze, że postanowiłem biec dalej tym samym tempem. Za cel postawiłem sobie doprowadzenie średniej z całego treningu do tempa 3:50. Myślałem, że zrobię to w kilometr, może dwa, a skończyło się ostatecznie na 34 kilometrach.
Dawno nie zajechałem się tak na treningu. Musiałem się zatrzymać i przez chwilę podziwiać z odległości 30 cm żyzną glebę wrocławskich wałów. Na koniec spokojnie rozbiegałem, co dało łącznie niecałe 36 kilometrów, średnio poniżej 4:00. W tym 15 km w tempie maratonu po 3:30. Idealny trening pod królewski dystans!
Środa
Paradoks środy polegał na tym, że w normalnych okolicznościach, zrobiłbym tego dnia spokojne rozbieganie. Sytuacja jednak była zgoła odmienna, ponieważ wiedziałem, że od czwartku muszę odpoczywać do kolejnego startu. Z tego względu zdecydowałem się na kolejny mocny akcent – 5 x 2 km po 3:20 p. 2′ w truchcie.
Taki sam trening biegałem razem z Grześkiem i Jackiem tydzień wcześniej. Mięliśmy więc materiał porównawczy. Piszę „mieliśmy”, bo i tym razem zameldowaliśmy się wspólnie na naszej pętli.
Razem z Grześkiem zrobiłem pełne 5 powtórzeń. Jacek ze względu na inne plany treningowe zawinął się po 3 powtórzeniach. Nasze natomiast wyszły idealnie o 2 sekundy szybsze na każdym powtórzeniu: 6:42, 6:40, 6:38, 6:36 i 6:34.
Przyznam, że po poprzednim dniu byłem wyjechany, jak koń po westernie. Na ostatnim kółku „zaatakowałem” Grześka na 300 metrów do końca odcinka, ale zrobił dwa szybsze kroki i nie miałem szans go gonić. Pod tym względem mamy niesamowity komfort na dzielnicy. Wystarczy, że każdy z nas ma 2 razy w tygodniu dobry dzień na treningu i przez cały tydzień mamy ostrą jazdę. 🙂
Cały trening to łącznie 15 km biegu.
Czwartek – piątek – sobota
W tych dniach wykonałem kolejno: 8 km truchtania :), 14 km po 4:25, 6 km po 4:50. Pełna regeneracja. Walczyłem o świeżość w dniu startu. Udało się całkiem nieźle, świeżość była.
Niedziela
Półmaraton Warszawski – nie będę się ponownie rozpisywał. Jak ktoś nie czytał, to zachęcam, bo był to jeden z lepszych biegów w moim życiu. I tyle w temacie. 🙂
Podsumowanie
Trening do maratonu ukryty w półmaratonach – tak bym określił moje działanie z ostatniego okresu. Jacek Sobas słusznie zauważył, że w ciągu 8 dni zrobiłem swój 1 i 6 wynik w życiu w półmaratonie oraz dwa bardzo mocne akcenty, w tym jeden, który przypominał zawody z samym sobą.
No cóż, okaże się jak będzie. Na razie wygląda na to, że forma „odbiła” drastycznie we właściwym kierunku. Po 2 tygodniach od startu we Wroactivie na 10 km, utrzymałem na dystansie 21 km tempo gorsze na km o… 1 sekundę! To się nazywa przygotowanie wytrzymałościowe ;).
Ostry hardcore🤔.
Tak, końcówka przygotowań jest naprawdę mocna.
Trening mega, ale powiedz mi jedno jak waga wygląda u Ciebie w trakcie tych treningów i startow. Ja jak mocno trenuje to jem za 2 i ciężko mam z upilnowaniem tej wagi no mi rosnie, co nie jest korzystne, ale mam taki ciąg do jedzenia, jak sobie z tym radzisz?
Ciekawa sprawa, bo dla własnego komfortu psychicznego od 2 tygodni nie wychodzę na wagę, ale daleka jest ona od ideału. Nie ograniczam się obecnie w jedzeniu, ale nie szaleję też jakoś specjalnie. Sądzę, że jestem na pułapie 67-68, czyli ok. +3/4 kg od optimum.
W stosunku forma do masy ciała z pewnością jestem w szczycie formy ;P.
Trening muszą oddać! 😉
Przyznaj się, tą tablicę na szybko teraz rozrysowałeś pod zdjęcie :p
To zdjęcie robiłem na potrzeby relacji, ale mam identyczne zdjęcie sprzed HM Ślężańskiego bez czerwonych haczyków. Na dowód mogę wygrzebać parametry techniczne fotografii ;).
Tablica powstała, bo miałem wewnętrzny dysonans i załamanie wiary w przygotowania. Co zresztą było, w którymś momencie odczuwalne na blogu.
Tablica 😉 😉 😉 Mistrzostwo Świata i Okolic. Co do treningu to większość ludzi by się po Twoich ostatnich 3 tygodniach rozpadła. Albo chodziło tyłem. Ja bym się rozpadł chodząc tyłem.
Nie jest powiedziane, że ja się nie rozpadnę za 11 dni na maratonie. Chcę o tym napisać osobny wpis – o sensowności bieganie połówek i ryzyku z tym związanym przed maratonem. Powinien pojawić się na blogu w tym tygodniu :).
Ty się nie rozsypiesz i nawet sobie nie zawracaj tym głowy 😉
Dzięki. 😉
Mega szacun za to co pokazałeś na półmaratonie warszawskim, 💪💪 a te treningi to kosmos 😂😂. Chciałem spytać, jak najlepiej wyznaczyć tempo spokojnego biegu ( z czwartku,piątku,soboty)? Będzie to drugi zakres, 75% maksymalnego, czy może na samopoczucie?
14 trzymam kciuki 😁
Ja stosuję zasadę, że czym bliżej startu (w ostatnim tygodniu przed zawodami), tym więcej zdaję się na samopoczucie, a mniej na cyfry.
W zasadzie NIGDY nie biegało mi się dobrze na dzień przed startem, gdy wychodzę na symboliczne 4-6 kilometrów truchtania. Zawsze mam nogi z ołowiu i tempo o ok. 60 sekund gorsze niż normalnie. Nie wiem z czego to wynika. 🙂
Natomiast ostatni akcent robię najpóźniej na 96 godzin przed startem głównym. Jest to jednak delikatny akcent – na pobudzenie, a nie na budowę formy.
Te 5×2 km to na pobudzenie? 😉
5×2 km to taki trening, który z jednej strony coś już trenuje (podbija formę), a z drugiej jest na tyle delikatny, że organizm w miarę sprawnie go „trawi”.
Piszę oczywiście o mojej obecnej dyspozycji. Co innego przy innych tempach startowych – wówczas ten trening może być za trudny.
Robisz go wolniej jak tempo połówki?
Robiąc go zakładałem tempo połówki. Po kilku dniach okazało się jednak, że połówkę biegam kilka sekund na km szybciej. 🙂
Andrzeju, poleciłem Twoją osobę znajomemu, który che zacząć biegać, a jest z tych, co to potrzebują nad sobą „niewielkiego” bata 😉 Mam nadzieję, że do Ciebie napisze, bo już nie mogę z nim wytrzymać 😀 No, a Półmaraton Warszawski to kolega chyba na rowerze przejechał? 😉 Piękny wynik i równie ekscytująca relacja. Oj, chyba szykuje się pojedynek z Bartkiem i Pawłem Ochalem na Wings For Life 😉 Trzymam kciuki za Maraton i życzę miłego dnia Wam obojgu. Hej!
Hej Maciej,
Dzięki za rekomendację. 🙂
Dzięki za dobre słowo o HM Warszawskim 😉
Co do Bartka – z tego co się orientuje jest kontuzjowany. Ja natomiast nie jestem jeszcze zapisany. Także Paweł jest chyba niezagrożony. Przynajmniej z naszej strony. 🙂
Guru biegania, podziwiam i gorąco kibicuje Ci na Orlenie!!!👍✊👋😀
„Guru bieganie” to już przesada, ale odczytuje intencje. 🙂 Dzięki, miło :).
W komentarzu napisałeś „W zasadzie NIGDY nie biegało mi się dobrze na dzień przed startem, gdy wychodzę na symboliczne 4-6 kilometrów truchtania.” – mam podobnie, zawsze mam wrażenie, że przed startem regeneracja z niewyjaśnionych przyczyn nagle zwalnia, myślę jednak, że to my – zestresowani startem wsłuchujemy się w siebie ze zwiększoną uwagą, bardziej czujnie niż zazwyczaj, bo chcielibyśmy żeby było idealnie – luz i wypoczęcie i stajemy się przeczuleni na tym punkcie ;). To na co w normalnej sytuacji nie zwrócilibyśmy uwagi, w takiej staje się bardziej odczuwalne. Myślę, że to jedyne racjonalne wyjaśnienie :).
Cześć jnalew,
Może być dokładnie tak jak piszesz. Dodatkowo sądzę, że dochodzi jednak coś w formie presji i obciążenia psychicznego, tym że jednak czeka nas niebawem wysiłek bardzo mocny, który sam w sobie przyjemny nie jest.