Przejdź do treści

Z fantazją po życiówkę => relacja z 14. PZU Półmaratonu Warszawskiego

Andrzej Witek - Saucony team

1 kilometr

„Dawaj, to może być Twój dzień!” – krzyknął do mnie Darek Nożyński, świetny biegacz z życiówką w maratonie 2:25*, zwycięzca Wings for Life 2018 oraz autor bloga SzybkieBieganie.pl. Popatrzyłem na niego i uśmiechnąłem się pod nosem. Z lewej biegł Kamil Leśniak w różowym stroju wróżki, a z prawej reprezentantka Kenii. Pomyślałem: „Idealna kompania do przeprowadzenia samobójczej misji – wróżka, Kenijka, tryumfator Wingsa i… amator, który chce przebiec maraton w 140 minut. Jeżeli kiedyś ma się udać, to tylko w tak absurdalnej sytuacji!” I ruszyliśmy z kopyta po spełnienie marzeń, bądź gruby czek w przypadku Kenijki, zamykając pierwszy kilometr w 3:12! Tak rozpocząłem Półmaraton Warszawski!

14. PZU Półmaraton Warszawski - Kamil Leśniak, Dariusz Nożyński, Andrzej Witek

Półmaraton Warszawski – w przygotowaniu do startu.

Zanim jednak doszło do tej przełomowej decyzji podczas wyścigu, którą podjąłem jakieś 500 metrów po rozpoczęciu rywalizacji, działo się niewiele mniej. Od piątku rano, aż do niedzielnego poranka, byłem razem z Asią w trybie bojowo-zadaniowym, godnym manewrów ONZ na Bliskim Wschodzie. Praca, ślub, mieszkanie, praca, logistyka, pakowanie, praca, sprzątanie, blog, trening… brakuje tylko potomka, który wszystkie te elementy codziennej walki z rzeczywistością wysadziłby w powietrze niczym dynamit.

Gdy siedziałem w sobotę wieczorem na łóżku, byłem już tak wypompowany z energii, że aż cieszyłem się na myśl, że na kolejny dzień mam zaplanowany Półmaraton Warszawski i „tylko” 21 km biegu na maksa. Wiem, że to już zakrawa o wariactwo, ale nie będę się z tym krył. 🙂

Niedziela na szczęście rozpoczęła się leniwie. Zmiana czasu nie wywarła na mnie wrażenia. Poranne rytuały zostały odprawione – bułka z dżemem, kawa, przypinanie numerka startowego, taniec plemienny w koszulce startowej (naprawdę tańczę w dniu startu :)), pakowanie tornistra i mogliśmy wychodzić z mieszkania. W odróżnieniu od mojej ostatniej wizyty w Warszawie, tym razem byłem przygotowany w zakresie logistyki i już w pierwszym podejściu udało mi się dojechać na start zawodów – na ul. Konwiktorską zamiast, jak to miało miejsce ostatnio – na Kabaty.

Wszystko szło dobrze – zbyt dobrze. Mieliśmy z Asią duży zapas czasowy, omówione, gdzie robić zdjęcia, gdzie znajdziemy się na mecie. Ja w spokoju i z zapasem wyruszyłem na rozgrzewkę, przebrałem się i ustawiłem do startu. No i się zaczęło…

Start 14. PZU Półmaraton Warszawski

Elita biegu miała wyznaczoną własną strefę startową, co akurat jest bardzo dobrym standardem. Ja ze swoimi wynikami jestem raczej tym aspirującym, niż dostającym w niej regularnie miejsce. Musiałem więc ustawić się w grupie „biegnącej poniżej 1:20”. Ktoś może zastanawiać się: Co za różnica cholibka? Różnica jednak jest spora. Elita spokojnie robi sobie przebieżki i selfi na pierwszej prostej, a reszta uprawia taniec pingwinów kilka metrów za nimi. Już ten fakt nieco mnie świerzbił, ale powstrzymałem się od nielegalnego wtargnięcia do grona wybrańców, ponieważ niedawno w Gdyni za podobny manewr jeden ze znajomych dostał 3 minuty kary. Gdy emocje opadły, jeden z organizatorów znów postanowił je podkręcić mówiąc: „Spokojnie, bez nerwów, najpierw wystartuje elita, a potem Wy.” Tak mnie tym uspokoił, że zacząłem rozważać zastosowanie na nim któregoś chwytu z judo, a w przypływie adrenaliny przypomniały mi się wszystkie, jakie znam z czasów studiów.

Na szczęście Półmaraton Warszawski wystartował w klasyczny sposób i wspólnie z zawodnikami z elity, równo o godzinie 10.00 ruszyliśmy na trasę zawodów.
Tradycyjnie, już zaraz po starcie, znalazłem się na najgorszej pozycji w całym przebiegu rywalizacji. Przede mną było ok. 50-60 osób. Cały tłum wściekłym i głodnych sukcesu biegaczy. Mój plan na bieg był prosty – złamać 1:12. Taki wynik dawał mi pewność, że za 2 tygodnie złamię 2:30 na maratonie. Pisze oczywiście o „umownej pewności”, takiej prawdziwej na maratonie nie ma nigdy. Po 300 metrach przesunąłem się o jakieś 20 miejsc do przodu. Sytuacja zaczęła się normować. Kilkanaście metrów przede mną zobaczyłem Darka Nożyńskiego. Z Darkiem znamy się z maratonów i zawsze serdecznie oraz miło rozmawia nam się o bieganiu. Dogoniłem go nieśmiało pytając o wynik na jaki biegnie? W odpowiedzi usłyszałem, że grupa leci na 1:10. Właśnie wtedy podjąłem decyzję, o której pisałem w pierwszym akapicie – biegniemy po 1:10!!

W drodze po 1:10

Z 8 chłopa + jedna wróżka (Kamil Leśniak) i Półmaraton Warszawski. Każdy skoncentrowany, pełen determinacji, wiary i nadziei, że to, co robimy ma szansę powodzenia. Biegniemy, w jakimś absurdalnym tempie, które przyprawia mnie o ciarki, nawet gdy siedzę w domu na kanapie i tylko je sobie wyobrażam. Dla własnego zdrowia psychicznego nawet nie zerkałem na poszczególne kilometry. Dopiero, gdy minęliśmy 5 km odważyłem się zerknąć na nadgarstek – 16:30!! (sic!). Z takim czasem można wygrać większość zawodów na 5 km w powiecie! Dobrze, że w stolicy mają mało fotoradarów!

Rozejrzałem się dookoła – wszyscy wyglądają mocno. Naprawdę zebrała się potężna paczka do mocnego biegania! Stolica przyciągnęła najlepszych ścigantów z Polski! Przed nami wyłoniła się długa prosta, na której widać w oddali najszybsze Kenijki i dwóch śmiałków nic nie robiących sobie z tempa 3:15. My robiliśmy jednak swoje, cały czas biegliśmy w okolicy 3:20/km. Ot, taka normalna niedziela – spotyka się paczka lubiących pobiegać i zasuwa z prędkością, z jaką statystycznie pokonuje się autem centrum miasta.

Kolejne kilometry lecą niewiarygodnie szybko, co jest wielkim plusem żwawszego biegania. Gdzieś na 7 kilometrze zerkam na Kamila, z którym rywalizowałem 2 tygodnie wcześniej na 10 km. Wówczas Kamil włożył mi ponad 10 sekund. Napisał wtedy na swoim funpage, że nic go nie motywuje tak mocno, jak wyścig z osobą, którą zna. Patrzyłem na Kamila i w myślach knułem plan na zemstę, bo mnie nic tak nie motywuje, jak Vendetta! Muszę jednak przyznać, że odzież startowa Kamila robiła świetne wrażenie. Różowe skrzydełka ślicznie pracowały na wietrze, a różdżka pięknie układała się w dłoniach! Kibice byli w niebo wzięci! Dzięki jego skromnemu odzieniu mieliśmy chyba najgłośniejszy doping na całej trasie :).

Tłum dzikusów pędzących po życiówkę

10 km

Na 10 km wpadliśmy z wynikiem 33:08. No cóż… 2 tygodnie temu pobiegłem o 10 sekund lepiej w biegu na… 10 km. Jasne, że Półmaraton Warszawski rządzi się swoimi prawami, ale Wszyscy w grupie byliśmy tak bardzo nakręceni na rywalizację, że nic kompletnie nie zrobiliśmy sobie z tego wyniku! Pędziliśmy dalej w takim tempie, że mijani kibice prawie rozmywali się w oczach.

Najtrudniej jednak przychodziła myśl, że na 100% nie dotrwamy w pełnym składzie do końca. Takie jest bieganie – sport indywidualno-zespołowy. W biegu długim nic nie znaczysz bez obecności innych, czy to ze względu na warunki, czy na poziom pobudzenia do rywalizacji. Z drugiej strony każdy z tych gości dookoła to Twój konkurent. Współpracujecie i rywalizujecie w jednocześnie!

Od 12 kilometra morale w naszej grupie zaczęły zdecydowanie spadać. Pojawiały się zrywy i szarpnięcia, przez co grupa niemal się nie rozpadła. Na Moście Świętokrzyskim prawie w pył zamieniła się nasza paczka, gdy wiatr uderzył prosto w twarz. Pomyślałem wtedy – patrząc na Kamila – moje życzenie: „Niech grupa się połączy!”. No i ku mojemu zdziwieniu połączyła się! Dzięki Kamil! ;))

Tuż po minięciu 13. kilometra zobaczyłem leżącego na ziemi Pawła Matnera. Od razu zrozumiałem, że  Półmaraton Warszawski się dla niego zakończył. Paweł to świetny biegacz z Wrocławia. Nieraz nakręcałem się do walki jego wynikami, a czasami rywalizowaliśmy bezpośrednio w biegach. Nie wiem co wydarzyło się na trasie, podejrzewam, że Paweł złapał jakiś skurcz, ponieważ wyglądał jakby chciał rozciągnąć łydkę. Przyznam, że był to bardzo smutny widok, z tego względu, że Paweł zasuwał ostatnio jak dzik. Bardzo gorąco kibicowałem mu, żeby zrobił świetny wynik, na który zasłużył. Jestem pewny, że jeszcze nie raz wykręci dobry czas. Tym razem jego sytuacja podziałała na mnie jak policzek w twarz. Sprawdziłem na jaki czas biegniemy, obliczyłem w miarę sprawnie, że wciąż na złamanie 1:10 i krzyknąłem do całej grupy:

Kierwa! Ładujemy Panowie z całej siły do 18-tego!

Nie mam pojęcia, czy ktoś wziął do serca moje słowa, ale wydaje mi się, że tak. Wiedziałem, że jak w grupie 'dowieziemy się’ na ostatnie 3 kilometry przed metą, to wynik będzie znakomity. Zacisnąłem zęby, ponieważ wydarcie mordy przy tempie 3:20 po 14 kilometrach nie jest łatwym zadaniem i zacząłem z całych sił sunąć do przodu!

No i sytuacja w swojej dramaturgi zrobiła się zabawna. Byłem poniekąd gościnnie w tej grupie, a zacząłem się rządzić. Darłem się na pół Warszawy i nadawałem tempo biegu. Na co dzień, będąc skrytym introwertykiem nie zachowuje się w taki sposób, ale po 15 kilometrze wyścigu wychodzie ze mnie zwierzę!

Wybiegliśmy z Łazienek i bark w bark wyrównał się ze mną Darek Nożyński. Zobaczyłem go pierwszy raz na czele grupy od początku biegu. Spojrzałem przez ramię i zrozumiałem nagle dlaczego – grupy już nie było. Zostałem sam z Darkiem. Za nami była kilkudziesięciometrowa dziura, a tuż za nią reszta naszej niedawnej brygady!

Andrzej Witek na mecie

Między niebem a piekłem

Między 17 a 20 kilometrem Półmaraton Warszawski dał mi wszystko, co tylko mogło się na biegu wydarzyć! Ja słabłem, a Darek mówił: „Dawaj, gonimy Kenijki!”. Chowałem się za jego plecami, a gdy tylko tempo spadało do 3:25, wyskakiwałem przed Darka i darłem się: „Dawaj, już tylko kawałek!”. Wymienialiśmy się pozycjami co minutę. Bomba była już nieziemska. Biegliśmy w takim tempie, że gdy dogoniliśmy drugą, a następnie pierwszą zawodniczkę na biegu, te nawet nie próbowały się z nami zabrać.

Na 19 kilometrze wbiegaliśmy w Wisłostradę. Darek rzucił tylko: „Jest szansa?” Nie musiał nic więcej dodawać, doskonale wiedziałem, o co mu chodzi. Bez słów i gestów – obaj mięliśmy w głowie tylko jedno – złamanie 1:10. Niestety, obliczenia na tym etapie wyścigu nie należą do prostych. Odpowiedziałem tylko, że się uda, tak żebyśmy oboje w to uwierzyli.

Biegłem przez Wisłostradę i co 15 sekund zmieniałem zdanie: uda się, nie uda, uda się! Kierwa nie uda się! I tak bez końca. Grzałem ile sił w kopytach, naprawdę – nie wiem czy nie zrobiłem pod rząd dwóch najszybszych dyszek od 3 lat!

Na 400 metrów do mety Darek zaczął się odrywać ode mnie. Miałem już taką bombę, że nie miało to dla mnie większego znaczenia. Chciałem być już na mecie. Wiedziałem, że stara życiówka po 2 latach przerwy zostanie rozwalona w pył, ale ja chciałem złamać 1:10!!

Na ostatniej prostej czułem się niesamowicie – byłem totalnie wykończony, ale doping, jaki niósł się od kibiców dodawał skrzydeł! Pędziłem, jeszcze 100.. 60.. 30 metrów – META!!

Andrzej Witek z życiówką 1:10:15

1:10:15 ! PB – Mój najlepszy Półmaraton w życiu!

Wpadłem na metę szczęśliwy. Naprawdę. Czułem i nadal czuję się mega szczęśliwy. Kto śledzi bloga od dawna wie, że te przygotowania kosztowały mnie ogrom pracy, a start w biegu na 10 km 2 tygodnie temu pokopał moją pewność siebie. Półmaraton Warszawski padł moim łupem! Teraz ponownie jestem na fali, znowu wierzę, ze na Orlenie mogę zrobić wynik na poziomie 2:26-2:27. Cudowne uczucie!

W pewnym stopniu żałuję tych 15 sekund, z drugiej strony – ja cholibka machnąłem rekord życiowy po 2 latach posuchy! W tamtym roku uczyłem się „być góralem”, nawet nie pobiegłem półmaratonu, a teraz! 2019 będzie mój! 🙂

17. miejsce OPEN, 5. Polak i…

Wicemistrz Polski Blogerów

Na koniec truskawka na torcie, jak mawia Tomasz Hajto – ZOSTALIŚMY WICEMISTRZAMI POLSKI BLOGERÓW W PÓŁMARATONIE!!

Nie przypadkowo piszę „zostaliśmy”, bo blog to moja praca, ale olbrzymi w tym udział Was, czytelników! Gdyby nie Wy, to nie siadałbym ze sztywnymi nogami do klepania w klawiaturę chwilę po biegu. Dziękuję Wam z całego serca, że motywujecie mnie do ciężkiej pracy. Pytacie, dyskutujecie, czytacie artykuły! Po wielokroć dzięki!

Jednocześnie, nikt chyba nie będzie miał mi za złe, jak tytuł za Półmaraton Warszawski i statuetkę zadedykuję Asi. Prawda jest taka, że tyle co ta moja narzeczona ze mną się najeździ, nasłucha, nabiega, na dopinguje i narobi zdjęć, to tylko Ona wie. Uwierzcie mi, że prowadzenie bloga przy tym rozmiarze, który mamy teraz, to praca co najmniej na jeden etat. Asiu, ta statuetka należy się Tobie! Dziękuję Ci za Twoją obecność i obiecuję, że złamię 1:10… już jako mąż! 😛

Joanna Antoniak i Andrzej Witek najlepszy bloger

*Edit: Oryginalnie w tekście napisane było, że Darek ma życiówkę 2:28. Jest to oczywiście mój błąd, za który Cię Darku przepraszam. Darek śmiga maraton regularnie po 2:25. 🙂

59 komentarzy do “Z fantazją po życiówkę => relacja z 14. PZU Półmaratonu Warszawskiego”

  1. Oglądałem, trzymałem kciuki i cieszę się niezmiernie z Twojego wielkiego sukcesu. Na Maratonie też pęknie życiówka, wystarczy podjąć odważną decyzję tuż po starcie 😉
    Czas na aktualizację w zakładce „O mnie” 😀

  2. 1) co to za model Saucon-ów? I czy w nich też planujesz maraton? Polecasz?
    2) czy biegniesz Wingsa w Poznaniu? Bo zapisy już się ponoć zakończyły (chociaż na liście do limitu startujacych (8000osób) brakuje ponad 200), Ciebie na liście nie widzę?
    Powodzenia za 2 tyg na Orlenie! 🙂

    1. Cześć aaby,

      1. Biegłem w butach Nike Streak 5. Bardzo dobry but od Nike. Pozwolę odesłać Cię do spisu treści pod przyciskiem „Blog” w górnym menu. Znajdziesz tam wpis z rankingiem najlepszych butów do biegania, w jakich śmigałem. 🙂
      Wczoraj debiutowałem w odzieży Saucony przedpremierowo. Dopiero rozpoczynamy współpracę (o czym w niedługim czasie napiszę), z tego względu ustaliłem, że wystartuję w bucie, który mam dobrze obiegany. Na Orlenie wystartuję na 90% w modelu Kinvara. 🙂

      2. Z Wingsem jest trudny temat. Chcę i nie chcę go biec jednocześnie. Ostatecznie może się skończyć tak, jak piszesz – że po prostu nie pobiegnę, bo nie dopilnowałem w porę odpowiednich formalności.
      Sprawa jednak nie jest zamknięta wbrew pozorom.

      Dzięki! 😉

    1. Cześć Michał,

      No, ostatni kilometr była lufa na maksa. 🙂

      Singlet Endorphin. Poza ciekawą stylistyką, bardzo lekki i dający dużą swobodę sprzęt.

    1. Tak, Darek poprawił życiówkę w połówce o 25 sekund. Ma na koncie już kilka maratonów poniżej 2:27, co nie będę ukrywał, pobudza moją wyobraźnię. 🙂

    1. No dokładnie. Zresztą pamiętam ten bieg (tak mi się wydaje). Biegłem wtedy w Warszawie na wynik na poziomie 2:32. Mam nadzieję, że od tego 2016 roku, jeżeli się nie mylę, zbliżyłem się porządnie do Darka! 🙂

      1. Michał, Adam,
        Teraz dopiero zauważyłem o co chodzi. Wpisałem w pierwszym akapicie, że Darek ma życiówkę 2:28, co oczywiście jest błędem. Darka przepraszam, a Wam dziękuję za zwrócenie uwagi. 🙂

  3. Ogromnę gratulacje! Tak jak już pisałem, sobótka miała trudną trasę i oddało to teraz! Tak samo jak Wroactiv na którym walka z wiatrem nie należała do najprzyjemniejszych. Super relacja!
    Orlen będzie pokonany mocno!

    1. Cześć Infernal,

      Dzięki za gratulacje. 🙂
      Przy okazji, dzięki startom w Sobótce i na płaskiej szybkiej trasie, w odstępie tygodnia, można ocenić ile z wyniku „zabiera” trasa wokół Ślęży. Wychodzi na to, że przy moim poziomie ok. 2,5 minuty.
      Warto pamiętać, że czym niższe tempo tym więcej straconego czasu na mecie. To tak w ramach uświadamiania, że do Sobótki jedzie się mocno biegać, a nie robić życiówki. 🙂

    1. Cześć Błażej W.,
      Powiedziałbym, że w tym starcie element wspólnego biegu był nawet kluczowy dla dobrego wyniku. Byłem cholernie zmotywowany dzięki grupie.
      Dzięki za gratki! 🙂

  4. Cześć Andrzej! Szczerze gratuluję Ci czasu jaki osiągnąłeś! Naprawdę szacunek! Od jakiegoś czasu prowadzę swojego małego bloga pt. ZabieganyfitTATA i motywuję się do dodatkowej pracy nad sobą śledząc Twoje poczynania i rady sportowe – dużo z nich czerpię, dziękuję!
    Życzę Ci dalej samych sukcesów i pozdrawiam!
    Krystian 🙂

    1. Dzięki Krystian,
      Bardzo miłe jest to co piszesz. Motywacja to towar deficytowy, warto ją rozmnażać, a to właśnie robisz, oby tak dalej!

  5. Jakoś nigdy nie przepadałem za kibicowaniem ale kibicowanie komuś z dzielni to inna sprawa. Każda kolejna 5 to spore emocje patrząc jak idziesz w górę w klasyfikacji. Wczoraj na wybieganiu myślałem jaka rola w takim mocnym bieganiu ma głowa. Przecież przy tym tempie to musi być okrutny fizyczny ból.

    Co do samej relacji to też kilka uwag. W tle nastrojowa muzyka klasyczna. Straszny kontrast z grymasami biegaczy. Mój ulubiony suchar:
    – Na 5 km stawka nadal nie rozciągnięta.
    – Co ty mówisz. Przed biegiem byłem wśród biegaczy i się rozciągali!

    Pozdrawiam i gratuluje. Na Orlenie też biegnę. Będę na macie jak już będziesz wypoczęty i po po posiłku. Trzymam kciuki za sukces. Wiele projektów pozamyka ci się w tym roku 🙂

    1. Dzięki Błażej za komentarz. 🙂
      Głowa ma olbrzymie znaczeni, ale jak zwykle w życiu bywa, dobre przygotowanie to połączenie wszystkich elementów.

      Do zobaczenia na Orlenie! Trzymam kciuki za dobry bieg! 🙂

  6. Cześć Andrzej,
    Serdecznie gratuluję! Śledzę Twojego Bloga od kilku lat, ale to jest mój pierwszy komentarz. Skoro jednak pobiłeś życiówkę o minutę, to sądzę, że wypadałoby wreszcie napisać, zwłaszcza że czasami mijamy się na wałach, biegamy w tych samych zawodach we Wrocławiu i okolicy. 🙂
    Życzę Ci jednocześnie powodzenia na OWM (= rozbicia przynajmniej 2:26) i do zobaczenia w Warszawie!
    Tomek

    1. Hej Tomek,
      Dzięki wielkie. Zrobię na OWM wszystko żeby zachęcić Cię do następnego komentarza! 😉
      Do zobaczenia i powodzenia. 🙂

  7. Andrzej, była bomba i jest wynik bomba! Gratuluję, czytam i i trzymam kciuki.
    Napisz mi tylko jedną rzecz, bo ten temat mnie szczególnie interesował – start w połówce na maksa na dwa tygodnie przed maratonem? Sam biegnę Orlen i PW odpuściłem ze względu na termin właśnie. Czy jeśli dla amatora (dla mnie) to może mieć znaczenie to dla amatora-zawodowca (Ciebie) już mniejsze? Jakie masz zdanie na ten temat?

    1. Hej,
      Dzięki!
      Start na 2 tygodnie przed maratonem to spore ryzyko. Sam przerabiałem taki schemat w 2016 roku i wyszło słabo. Generalnie, temat startu w połówce przed maratonem, to materiał na cały, osobny wpis na bloga.
      U mnie zadecydowała suma korzyści i strat z wczorajszego startu. Mam nadzieję, że doświadczenie że wspomnianego 2016 uchroni mnie przed przemęczeniem w dniu maratonu.
      Dzięki za komentarz.

  8. Super wynik, wielkie gratulacje i trzymam kciuki, żeby przełożył się za dwa tygodnie na czas w maratonie co najmniej, jak z kalkulatora biegowego :D. No i tak na prawdę, ten PB jest nawet o sekundę lepszy, jeśli popatrzymy na czas netto :).

    1. Dzięki Karol,
      Mam nadzieję, że kalkulator mnie nie okłamie :).
      Właśnie nie wiem, jak jest z życiowkami, czy liczą się netto, czy brutto. Skoro czas pierwszych 200 osób liczy się brutto w oficjalnych wynikach. Ciekawa kwestia.

      1. Nie wiem, jak to wygląda w oficjalnych statystykach u zawodowców, ale na własne potrzeby myślę, że nie będzie żadnym nadużyciem zaliczenie sobie czasu netto. Gdybyś przykładowo zgłaszał się na maraton w Bostonie, ich interesuje zawsze net/chip time, a nie oficjalny wynik z zawodów.

    1. Hej Jasiek,
      Miło słyszeć. 🙂 I mimo, że wolę szybkie tempo, to rozumiem, że „powoli” w tym kontekście oznacza coś dobrego. 😉

  9. Czytam i mimo biegania lekko licząc piętnaście minut wolniej ten dystans, czuje takiego powera, ze zaraz wstanę zza biurka, zmienię buty i będzie nas dzieliło już „tylko13” no moze nawet 12 minut. Fajnie realizujesz biegową pasję, balansując ciężka prace fizyczną, mentalną a na koniec intelektualną poprzez bloga. Respecta! Do zobaczenia na trasach Wrocławskich!

  10. Barwo, Gratulacje!
    Podziwiam za MOC i to znów po ostatnim starcie w Sobótce.
    Dziś pewnie wejdzie jeszcze jakiś długi bieg a dalej już przed WM Orlenem życzę odpoczynku i ZDROWIA.
    Trasa łatwa nie jest, ale życzę rewelacyjnej grupy przynajmniej do tego 34/35km to PB będzie Twój.
    Pozdrawiam

    1. Czołem Jacek,
      Dzięki za kibicowanie. Tak jak zauważyłeś, grupa na OWM będzie kluczowym czynnikiem.
      Obiecuję, że będzie walka!

  11. Brawo TY 🙂
    Czytając ten teks miałem wrażenie że ten wynik przyszedł tobie bardzo łatwo, jak gdybym oglądał relację z największych biegów. Gdy zawodny z czarnego lądu po uzyskaniu kosmicznego rezultatu za metą biorą głębszy oddech jak gdyby nic, i mogli by w interwale zrobić to ponownie po 3 minutach odpoczynku.
    Gratuluję.

    1. Hej MarcinP,
      Muszę Ci przyznać, że sam jak patrzę na czarnoskórych na mecie to mam takie wrażenie, ale gdy już dobiegam do mety, nie ma opcji żeby biec szybciej, a na mecie dochodzę do siebie w miarę sprawnie. Co nie oznacza, że bez cierpienia. 😉
      Dzięki i pozdrawiam.

  12. Kurka wynik o dwie minuty lepszy od planu. No wielkie graty. Ale wiesz ten Twój bieg dodaje mi takiej pozytywnej energii do ryzyka wtedy kiedy noga kręci. Pokazuje, że nie warto sztywno trzymać się założonego tempa kiedy jest dzień konia ?.

    1. Cześć ConDios,
      To co piszesz jest ciekawe, bo ostatecznie z 4 moich życiówek na 5, 10, 21,1 I 42,2 km, 3 wpadły z absurdalnej decyzji o biegu na czas, który przed startem zawodów był poza moim zasięgiem. 🙂
      Trzymam kciuki za Twoje szaleństwo. 🙂

          1. Jest pokaźna zyciówka poprawiona o 70s mimo 20st w cieniu. Z jednej strony marzeniem było złamać 42minuty a brakło 10s. Z drugiej warunki nie były idealne skoro zwycięzca miał zaledwie 34.30 a chłopak z drugim czasem lepszy miedzyczas miał dwa tygodnie temu na HM. Ja dostałem anioła na ostatnie 2 km który mnie poprowadził po nową życiówke ?

  13. Jakim cudem osoba która kończy bieg na 17 miejscu, a tydzień wcześniej wygrywa klasyfikacje Polaków na innym półmaratonie nie ma wstępu do elity? Start z grupą 1:30 to dla ciebie zupełne nieporozumienie.
    Możesz opowiedzieć jakie były reguły kwalifikacji do elity, ile osób z niej startowało?
    Co sądzisz o strefach startowych? Czy nie brakowało tam strefy poniżej 1:20?

    1. Hej,

      Doprezycowujac. Zgłosiłem się do strefy „poniżej 1:20”. W takiej strefie też stałem, także od strony regulaminu wszystko było ok. 🙂
      Z kolei na organizatorach „najlepszy Polak w Sobótce” nie robi wielkiego wrazenia i nie mam im tego za złe.
      Różnie to na biegach bywa. Widziałem, jak w pierwszej linii organizator ustawiał sponsora albo burmistrza, którzy nigdy w życiu nie biegli w zawodach. Potem płacz i nieprzyjemności, bo honorowy uczestnik został sterowany przez biegowe chamstwo:).
      Czasami dostaje elitę, czasami nie. Pracuje nad tym, abym dostawał go jak najczęściej. 😉

  14. Piękny czas i super relacja! Gratulacje. Kontretna zapłata za miesiące orki 😉 Powodzenia na OWM. Oby warun i grupa siadły bo forma jest konkretna. ”Choćby” 😛 minutę bliżej do celu 😉

  15. Najlepsza relacja z biegu, jaką czytałem. No, ale jak się biegnie z wróżką spełniającą życzenia, to wynik jest 😉
    I pomyśleć, że gadałem z Tobą po biegu jak z normalnym człowiekiem 😉
    Gratulacje, szkoda że nie patrzyłem na wyniki po biegu, bo złożyłbym osobiście. Dałeś czadu, piękno sportu!

Skomentuj Andrzej Witek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *