Przejdź do treści

Raport treningowy #14 (31.12-06.01)

Objętość: 115 km
Treningi biegowe: 6
Trening uzupełniający: 2
Akcenty: 2 w tym zawody
Średnie tempo z tygodnia: 4:04

Poniedziałek
Zawody — Bieg Sylwestrowy w Trzebnicy na 10 km 

Tydzień rozpocząłem bardzo mocno i nie będę ukrywał, że poniedziałek jest tym razem zdecydowanie najciekawszym dniem spośród wszystkich biegowych elementów układanki, jakie tworzyły mój trening przez ostatnie 7 dni. Po wyczerpującym biegowo tygodniu spędzonym w Szklarskiej Porębie przy okazji świąt Bożego Narodzenia postanowiłem wykonać mocny bodziec treningowy, jakim był start w biegu Sylwestrowym na 10 km.

Początkowo w zawodach miała wziąć udział cała nasza ekipa Polskiego Iten, ale chłopaki wykruszyli się z powodu drobnych urazów. Jako ostatni wojownik w teamie nie miałem wyboru i musiałem dać z siebie wszystko na trzebnickiej ziemi, gdzie rozgrywane były zawody ;). Prawda jest taka, że planowałem dać z siebie wszystko tak czy inaczej. Mam już przetestowany schemat, w którym po mocnym treningowo tygodniu, aplikuję sobie zawody. Należy podchodzić do takiego połączenia ostrożnie — to jednak bardzo mocny wysiłek po całym tygodniu tyrania nad formą. Warto jednak od czasu do czasu skumulować zmęczenie, aby zaadaptować organizm do radzenia sobie ze zwiększoną dawką obciążeń.

Relacjonując start w dużym skrócie — na starcie pojawił się Kamil Karbowiak, kto Kamila nie zna, a twierdzi, że interesuje się biegami długimi w Polsce — powinien się wstydzić. Dam jednak szansę uzupełnić braki w biegowej wiedzy i odsyłam do bazy PZLA — kliknij tutaj. Poza Kamilem na starcie zameldował się m.in. Wojciech Kowalski — wielokrotny mistrz Polski w biegach na orientację. Tu z kolei warto dodać, że chłopaki biegający na co dzień po lesie za znacznikami, potrafią na asfalcie bez skrupułów pobiec poniżej 31 minut na dychę. Wiedziałem zatem, że nudno nie będzie.

Bieg do 5 kilometra układał się typowo taktycznie — biegliśmy dość wolno po 3:25. W sumie grupa 6-8 chłopa. Wtedy zdecydowałem się na lekkie szarpnięcie, co spowodowało, że dalej do blisko 8 kilometra biegłem na czele biegu razem z Kamilem. Zdecydowanie bardziej lubię biegi, które mogę rozprowadzić na mocnym tempie. Nie jestem typem szybkościowca i pozostawianie ostatecznych rozstrzygnięć na kilometr do mety, niemal na 100% gwarantuje mi przegrany finisz ze ścigantami. Mój zryw trwający 3 kilometry dla Kamila okazał się jedynie przygrywką do mocnej końcówki i tyle mogę powiedzieć o naszej bezpośredniej rywalizacji. Gdy Kamil „zerwał” 500 metrów po 2:40 z lekkiej górki, postanowiłem puścić dla własnego dobra i zacząłem kalkulowanie sił i przewagi nad 3. zawodnikiem, który stopniowo zmniejszał do mnie dystans. Z rozrzewnieniem muszę napisać, że ostatecznie wypuściłem drugie miejsce na 500 metrów do mety, będąc na szczycie ostatniego podbiegu. Zarazem składam ukłony pełne szacunku dla Patryka (Patryk Ciecierski — baza pro bieganie.pl), który rozegrał drugą fazę biegu niczym profesor. Naprawdę biegłem na końcówce mocno, nawet podbijałem tempo, a jednak Patryk dogonił mnie i zaatakował w najtrudniejszym momencie — bardzo dobra robota! Zresztą jak to piszę, to morda mi się cieszy, że mogę robić takie rzeczy jak ściganie się po 3:05 na podbiegu. 🙂

Łącznie z rozgrzewką wyszło 15 km. Dystans 10 km pokonałem w 32:55, co jest jednocześnie moim SB (Sezon Best) w 2018 roku. Taki miły akcent przed zabawą Sylwestrową.

Wtorek
Niespodzianka — dzień wolny od biegania!

Piszę swój 14. raport treningowy w tych przygotowaniach, ale pierwszy raz miałem dzień wolny od biegania. Przyznam, że przez chwilę planowałem jakiś mocny akcent, ale podobno jaki Nowy Rok, taki cały rok, a nie chciałbym go spędzić na morderczych jednostkach. 😉 Inna sprawa, że nie byłem zbyt wyspany, a nogi po zawodach i wieczornej zabawie nie były zbyt świeże. Co ciekawe Grzesiek, który nie pojechał do Trzebnicy na start z powodu bólu ścięgna Achillesa, jako gospodarz wieczornej domówki-potupanki ruszał się bardzo żwawo po parkiecie. 🙂 Grześka i jego teorie biegowe można śledzić pod tym linkiem — Stoat Run.

Środa + Czwartek + Piątek
3 dni z rzędu – 17 km średnio po 4:12.

Dlaczego właśnie tak? Wynika, to z szukania balansu między poprzednim tygodniem, który był mocny i początkiem opisywanego, który również nie należał do łatwych ze względu na start w zawodach. Należy o tym pamiętać, że nawet gdy samopoczucie jest rewelacyjne, trzeba mieć na uwadze, że mocne treningi działają tylko wtedy, gdy są w równowadze ze spokojnymi biegami. Czas od środy do piątku był momentem, w którym kilometrów było dużo, ale wszystkie wykonane były bardzo spokojnie.

Sobota — akcent 2.
19 km narastająco na taśmie.

Drugi i zarazem ostatni mocny trening w tygodniu wykonałem na bieżni elektrycznej na siłowni. Mimo że była to sobota, miałem mocno napięty harmonogram dnia i musiałem zmieścić trening skoro świt. Wiedziałem, że taki stan rzeczy w zasadzie uniemożliwi mi wykonanie interwałów, więc zamienni postanowiłem wykonać bieg z narastającą prędkością (tych biegów będzie w planie coraz więcej). Pierwsze 5 km pobiegłem lekko jako formę rozgrzewki, a następnie podkręcałem tempo, co 2-3 km o kilkanaście sekund. Przeszedłem w zasadzie na ostatnim kilometrze do prędkości wyścigowej na 5 km i ledwo dysząc, zakończyłem po 12 mocnych kilometrach.

Pożałowałem na tym treningu, zmiany mojej ulubionej bieżni na inną. Zdrada ta kosztowała mnie próbę wiary. Prędkość, jaką pokazywał licznik na bieżni względem moich odczuć, była dramatyczna. Jak gdybym miał na plecach wór ziemniaków. Na szczęście wytrwałem i nie załamywałem się mniej cieszącymi oko cyframi. Czuję się na tyle obiegany na bieżniach, że wiem, kiedy te zdecydowanie przekłamują i właśnie na takiej wykonywałem sobotni trening. Zwłaszcza, że krążący po głowie niepokój wygnał bez reszty trening niedzielny.

Niedziela
30 km po 4:04

Po zeszłotygodniowej przerwie od długiego wybiegania, zaliczyłem kolejną budującą objętość jednostkę. Noga kręciła się bardzo dobrze mimo bardzo trudnego terenu (improwizowałem przebieg trasy w trakcie biegu), jakim było miejscami błoto sięgające połowy łydki. :D. Były chwile, w których bałem się, że zgubię buta, zassany przez błoto. Poza tym czas mijał szybko na rozmyśleniach, w jaki sposób wejdę w tych butach do domu, tak aby Asia mnie nie zauważyła. 😉

Takie błoto było!

Podsumowanie

Tydzień udany, ocena: 4/5.

Wykonałem wszystkie założone elementy. Z perspektywy czasu mogłem wyjść na trening 1 stycznia, miałbym wówczas kilometraż napompowany do dawno niewidzianych rozmiarów, a tak skończyłem standardowo. Druga rzecz do poprawy to sobotni akcent na bieżni, który był połączeniem kombinatorstwa w ramach planu „B” i bieżni, która za wszelką cenę chciała mnie przekonać, że biegnę dużo wolniej, niż mi się wydaje.

Do następnego tygodnia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *