Przejdź do treści

Determinacja — umiejętność wyjścia ze strefy komfortu

Zbliżający się Nowy Rok jest często przyczółkiem dla nowych postanowień. Swoje miejsce ma wśród nich, m.in. te biegowe — że od 1 stycznia staniemy się lepszą wersją siebie. Będziemy regularnie trenować, osiągniemy nowe życiówki, wygramy lokalne zawody — ale, czy na pewno będzie nam to dane? Co decyduje o tym, jak szybko rozwijamy się jako biegacze? Dlaczego kolega z pracy, który zaczynał biegać razem z nami w zeszłym roku, w tej chwili kończy zawody, podczas gdy my jesteśmy dopiero w połowie trasy? Zanim wejdziemy z postanowieniami w Nowy Rok, chciałbym w dzisiejszym tekście odpowiedzieć na jedno pytanie:

Jaki, główny czynnik decyduje o tempie naszego sportowego rozwoju?

Trening. Pierwszą i najbardziej oczywistą rzeczą, jaka przychodzi do głowy, jest po prostu trening. Natomiast pozostawienie odpowiedzi na takim poziomie ogólności nie pozwoliłoby mi zasnąć. Dusza Sherlocka nakazuje mi zastanowić się nad faktem, co dokładnie różnicuje tempo naszego rozwoju. Właśnie wchodząc w szczegóły, zauważyłem jako osoba związana ze sportem, że wśród wielu czynników, jeden ma szczególnie duże znaczenie.

Obserwacja biegaczy

Zacznę od tego, że nie jestem zawodnikiem, ani trenerem z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem, bo po prostu być nim nie mogę, mam 26 lat. Siłą rzeczy zakres moich obserwacji środowiska biegowego, a dokładniej całego środowiska sportowego, zarówno w wymiarze wyczynowym, jak i formie rekreacji, jest zawężony do niepełnej dekady. Nie zmienia to jednak faktu, że przez okres mojej pracy trenerskiej, miałem styczność z wieloma zawodnikami. Prowadziłem zajęcia grupowe, na które przychodziło po 80 osób, prowadziłem również takie, na których frekwencja nie przekraczała 3 biegaczy, a najszybszy z nich biegał tempem 7:00. Spotykałem się z amatorami, którzy nie byli w stanie biec przez 20 minut i z takimi, którzy rozbiegania robili w tempie 4:00. Mając wykształcenie pedagogiczne, mam sporo styczności z młodzieżą, choć więcej czasu na treningach spędzam z osobami często dwukrotnie starszymi ode mnie.

W swoim życiu mam do czynienia niemal z każdym typem biegacza: chudym, grubym, słabym, mocnym, starym, młodym, ambitnym, leniwym, wymagającym, niewymagającym, a nawet zdarzyły się przypadki biegaczy, którzy biegali, choć biegać wcale nie chcieli.

Jak łatwo się domyślić, motywacje do wysiłku fizycznego wśród tak różnorodnej grupy, są równie różnorodne. Do klasyków należy: chęć schudnięcia, chęć poprawy wyników sportowych, przyjemność płynąca z aktywności fizycznej i masa innych, które można usłyszeć wśród znajomych wychodzących wieczorem na kilka spokojnych kilometrów rozbiegania. Każda z tych motywacji jest najlepsza, pod warunkiem, że działa. Nie ma ich co hierarchizować. Wszystkie jednak sprowadzają się do wspólnego mianownika – POTRZEBY ROZWOJU – czy to przez zrzucenie zbędnych kilogramów, czy przez urwanie kilku sekund w maratonie. Każdy biegowy krok, to krok w stronę lepszego jutra.

Historia z życia wzięta

Pewnego razu, podczas jednego z treningów grupowych, podszedł do mnie zawodnik i zaczął w wylewny sposób opowiadać o swojej przeszłości, o biegowych dokonaniach, o tym, że chciałby więcej, lepiej, szybciej. Jednak mimo tego, że chciał być lepszy, nie mógł tego osiągnąć. Ogarniała go frustracja, którą wyczuwałem z daleka, mimo że nie znałem się z nim zbyt dobrze, ot wpadał raz na jakiś czas na otwarty trening przy okazji zbliżającego się lokalnego biegu. W końcu nie wytrzymałem i wziąłem gościa na szczegółowe spytki odnośnie jego trening. Po dłuższej rozmowie stwierdziłem, że niewiele mogę pomóc, ponieważ trening, który prowadzi jest całkiem sensowny i powinien dawać mu efekty. Podpowiedziałem kilka drobnostek i nasze drogi się rozeszły. Ponownie spotkaliśmy się kilkanaście tygodni później. Niestety, wyniki wspomnianego biegacza nie uległy poprawie. Zacząłem drążyć temat. Nie widziałem merytorycznych podstaw do tego, żeby oczekiwany postęp nie nastąpił. Od strony metodycznej wszystko wydawało się poukładane. Cegiełka po cegiełce zaczęliśmy rozbierać trening na czynniki pierwsze. Im dalej zagłębialiśmy się w tajniki treningowe, tym bardziej dało się zauważyć pewną „nadostrożność” w treningu.

Kilka sesji interwałów, zmienionych względem założenia już na rozgrzewce, przed rozpoczęciem części głównej, na podstawie oceny samopoczucia. „Kilka” biegów długich, które wyleciały z rozpiski z powodu weekendowego wyjazdu. Zamiana jednostki biegowej na wyjazd na narty. „Kilka” treningów, które zostały wykonane poniżej założeń tempowych ze względu na błoto w lesie, „kilka” treningów skróconych z powodu braku czasu. Do tego jeden rodzaj treningu usunięty z planu, bo „źle się go biegało”… i nagle okazało się, że, mimo że obraz treningu jako całości wyglądał jak porządna konstrukcja, to każda z cegiełek tworzących go była wyszczerbiona i popękana.

Chociaż nie współpracowałem z tamtym biegaczem indywidualnie, to na jego przykładzie nauczyłem się zachowywać zasadę „ograniczonego zaufania trenerskiego”. Teraz wydaje mi się to banalne, ale tamta sytuacja pokazała mi, że to jak ktoś ocenia swój trening, nie oznacza, że przykłada do własnych dokonań miarę taką, jaką zrobiłby to ktoś neutralnym okiem.

Tajemnicza zdolność do szybkiego rozwoju

Wspominam tę historię, ponieważ od tamtego momentu zacząłem zwracać jeszcze większą uwagę na to, co decyduje o tym, jak szybko się rozwijamy jako sportowcy. Tych elementów jest naprawdę dużo, takim flagowym przykładem, który jest w grupie bardzo ważnych, jest sportowa przeszłość. Innym, równie istotnym — wiek biologiczny. Jednak w mojej ocenie, najważniejszym czynnikiem, dużo ważniejszym od wszelkich predyspozycji fizycznych, jest:

Determinacja — umiejętność wyjścia ze strefy komfortu.

Możesz mieć krótkie nogi, nadwagę, być przygarbionym i tak naprawdę możesz nienawidzić biegania, ale jeżeli jesteś odpowiednio zdeterminowany, to wyjdziesz ze swojej strefy komfortu tyle razy, ile będzie trzeba i osiągniesz to, co chcesz. Limituje nas tylko — nasza chęć osiągnięcia celu. Nie ma co pieprzyć o genach, żalić się, że w dzieciństwie mama zwalniała z WF-u, że nie ma czasu, żeby poświęcić się w 100% na trening.

Ja będąc na 3 roku studiów, pracowałem na cały etat, żeby mieć za co utrzymać się we Wrocławiu, studiowałem dziennie z bardzo dobrymi wynikami, pracowałem jako trener biegania, realizowałem własny trening, który składał się nieraz z 9 jednostek w tygodniu i prowadziłem bloga, który uwierzcie, że zabiera ogrom czasu. I nawet w tym wszystkim udawało mi się wyjść z kolegami na piwo od czasu do czasu. Minęło kilka lat i, mimo że uczelnia odeszła z mojego rozkładu tygodnia, często na własny trening muszę wstać o 4:00 rano, bo inaczej najzwyczajniej w świecie miałbym problem z jego realizacją.

Brutalna prawda jest taka, że nawet jeżeli jesteś totalnie nieogarnięty z zakresu wiedzy o fizjologi, treningu, diety i sprzętu sportowego, a do tego Twój pakiet genetyczny przepadłby kilka stuleci temu w wyniku doboru naturalnego, to nie ma to najmniejszego znaczenia, jeżeli masz w sobie tę jedną cechę, która nakazuje Ci walczyć — determinację.

Postanowienie Noworoczne

Moja propozycja jest taka — zamiast składania 10 postanowień na Nowy Rok, złóż jedno — obiecaj sobie, że jeżeli rzeczywiście chcesz być lepszym biegaczem, musisz częściej opuszczać tę cieplutką i bezpieczną strefę komfortu, w której zakopałeś się dzięki wszechobecnemu wygodnictwu i wszędobylskim poradom: jak w 6 tygodni zrobić z siebie Fit Boga. Czasu nie da się odzyskać.

Nie zmuszę Cię do wyjścia na trening o 5:00 rano, gdy na dworze jest -10 stopni, ale pamiętaj — zostając w łóżku, nie odzyskasz już tego dnia. Może warto zrobić coś, co pozwoli Ci na starość powiedzieć, że nie próżnowałeś czasu?

Na koniec, ponieważ napisanie szczerze o tym, co uważam za największy problem biegaczy w ich rozwoju, jest również i moim wyjściem ze strefy komfortu, dopowiem, że nie mam na celu deprecjonowania starań wszystkich tych, których postęp ucieka nieustanie z rąk. Widzę natomiast potrzebę wśród biegaczy na ożywczy policzek, który uświadomi im, że brak czasu, czy kiepska pogoda, to nie są czynniki, które powinny limitować trening, szczególnie gdy rzeczywiście zależy nam na lepszych wynikach.

Zdeterminowanego 2019!

 

9 komentarzy do “Determinacja — umiejętność wyjścia ze strefy komfortu”

  1. Tak jest! Możemy wszystko tylko trzeba znaleźć właściwą odpowiedź na pytanie „jak bardzo tego chcesz”. Piszą czasem do mnie osoby, że podziwiają, też by chciały, ale nie mają talentu, a przecież to nic innego jak praca, praca i jeszcze raz praca! Do chęci trzeba dołączyć też bezkompromisowe działanie ;), pozdrawiam 🙂

  2. Dzisiaj trzasnąłem życiówkę na kontrolnym starcie w Parkrunie i pobiegłem ponad 50 sekund szybciej niż zakładałem na tym etapie przygotowań. Głowa i nogi od drugiego kilometra z każdym krokiem coraz bardziej wątpiły w narzucone tempo, ale dociągnąłem to jakoś do końca. Po biegu jak codzień sprawdziłem stronę i „wyjście ze strefy komfortu” idealnie wpasowało się w dzisiejszą walkę 😉

    W Nowym Roku życzę Ci przede wszystkim zdrowia, bo z tym kolejna życiówka w maratonie to tylko formalność, a poza tym dalszego zapału w prowadzeniu bloga i dzielenia się swoją wiedzą i metodami treningowymi. Czerpię z tego garściami 🙂 Wszystkiego dobrego dla Ciebie i Asi, powodzenia w Projekcie!

  3. Fajny temat, który także nurtuje mnie od jakiegoś czasu z uwagi ze mimo systematyczności i w mojej ocenie regularnego wychodzenia ze strefy komfortu nie do końca się sprawdza w biciu rekordów. Przyczyna jaka u siebie upatruje to wręcz odwrotna sytuacja czyli za duża ilość treningów i akcentów. To tez pewnie dotyka części biegaczy choć pewnie dużo mniejszej. Ostatnio odszedłem od biegania na tempo na korzyść tętna, mam nadzieje ze wiosna się sprawdzi, ale już teraz czuje ze ta metoda jest łagodniejsza przy czym tempa są tylko niewiele wolniejsze.
    Życzę dużo zdrowia i wytrwałości 2019 roku, aby te cegiełki dały podbudowę do walki o 140min.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *