Przejdź do treści

Raport treningowy #8 (19-25.11)

Raport treningowy #8 (19-25.11)

Objętość: 121 km
Treningi biegowe: 7
Trening uzupełniający: Brak 🙁
Akcenty: 2

Poniedziałek
15 km po 3:57 + 8 przebieżek.

W sumie sam nie wiem skąd wyszło mi takie tempo. Ubrałem się trochę za chłodno i po prostu chciałem mieć ten trening jak najszybciej za sobą. Końcowe przebieżki, w odróżnieniu od dotychczasowych odczuć, były dosyć przyjemne. Czułem się po nich lepiej niż przed rozpoczęciem. Wreszcie dobry znak w tym obszarze!

Wtorek
21 km średnio po 3:43 – w tym część główna 15 km po 3:31.

Jeden z dwóch zaplanowanych na ten tydzień akcentów. Łącznie jest to już 5 trening tego typu w bieżących przygotowaniach. Tego typu, czyli mocny bieg w ciągłej formie trwający między 50 a 60 minut. Pisałem już w poprzednich wpisach, że biegam tę jednostkę nieco za szybko. Podobnie było i tym razem. Trudny z tym walczyć – niestety. Życiowi mędrcy rzucają czasem w eter: „Lekarzu, ulecz się sam”. Trochę właśnie tak się czuję. Wiem gdzie leży błąd, a jednak powtarzam go kolejny tydzień z rzędu. Inna sprawa, że wynik uzyskany przeze mnie w City Trailu, daje mi teoretyczne przyzwolenie na jednostki w tej granicy. Mimo wszystko chcę zachować uczciwość wobec Was Czytelników i muszę przyznać, że są to odrobinę za mocne treningi, jak na mój obecny etap przygotowań.

Będąc jeszcze przy tym treningu, chcę wspomnieć o jednej ważnej kwestii treningowej. Tak jak czytaliście wcześniej – ten bieg ciągły był 5 jednostką tego typu w częstotliwości tygodniowej. Dobrą praktyką jest „złamać” schemat po upływie 6-10 tygodni, tak żeby organizm odpoczął od tego konkretnego treningu i ponownie nabrał podatności na ten bodziec. Mój plan zakłada, że wykonam jeszcze 2-3 takie biegi, a później zrobię chwilowe wyciszenie, kładąc nacisk na inny obszar. O tym przy okazji kolejnych wpisów.

Środa
14 km po 4:22

Luz i wypoczynek, nie ma co bić piany. 😉

Czwartek
Interwały: 5 x 1 km po 3:08 – przerwa 3 minuty w truchcie. Cały trening 14 km.

W czwartek miałem „przyjemność” biegać interwały. Z jednej strony cieszyłem się na ten trening, ponieważ przez cały 2018 jednostek tego typu w zasadzie nie biegałem wcale (pomijam podbiegi, które w pewnym stopniu odzwierciedlają specyfikę wysiłku pod kątem wydolnościowym), z drugiej strony – interwały to krew, pot i łzy. Idealny zestaw dla młodego masochisty.

Przed treningiem zdecydowałem się na wersję interwałów z góry zaplanowanymi 3-minutowymi przerwami. W przypadku interwałów (sterowania tą jednostką) polecam wsparcie w postaci pomiaru tętna, ale niestety mój polar był jeszcze w naprawie i nie miałem możliwości sprawdzać jakie mam tętno. Pozostał zatem sztywny schemat + znachorskie poczucie zmęczenia, jako ocena swojego stanu zmęczenia.

Trening wyszedł miodzio! Średnia z kilometrówek to 3:08. Żeby interwały miały sens pod kątem fizjologi wysiłku, dobrze jak zajmują od 3 do 5 minut. Także pierwszy trening tego typu idealnie wpisał mi się w założenia teoretyczne. Zwłaszcza, że moje tempo z ostatniego testu formy, to dokładnie 3:08. Zatem cała biegowa matematyka zamknęła się w piękny sposób. 😉

Szybkość czy wytrzymałość?
Przy okazji dosłownie 2 zdania o interwałach jako bodźcu dla naszych zdolności motorycznych. Interwał to środek treningowy służący do budowania wytrzymałości! Ma ściśle określone założenia, które powodują, że rozwój jest położony na budowę wydolności. Nie ma co z tym faktem dyskutować.
Należy jednak pamiętać, że np.: dla maratończyka, który pokonuje 42 km tempem 3:30/km – tempo interwałów 3:08 będzie w pewnym stopniu również budulcem „zapasu szybkości”. Osobne pytanie, czy i ile takiego zapasu tempa maratończyk potrzebuje. Wiem, że brzmi enigmatycznie i z chęcią rozwinę i ten temat, lecz nie w raporcie treningowym. tutaj chciałbym jedynie wspomnieć o tym zagadnieniu. W każdym razie, ja interwały na tym etapie przygotowań wykorzystuję i robię to z pełną premedytacją.

Piątek
15 km po 4:06

Pańszczyzna – trening zrobiony, odnotowany ;).

Sobota
15 km po 4:12

Miałem (a w zasadzie, byłem w trakcie ciężkiego weekendu) i zmęczenie poza biegowe zaczęło się wkradać w trening w bezczelny sposób. Sobota dała mi pierwsze sygnały. Bieg był mało przyjemny i wychodząc na niego, miałem poczucie treningowej upierdliwości większej niż zazwyczaj.

Niedziela
26 km po 4:22

To co było upierdliwe w sobotę, w niedzielę chciało już mnie wykończyć. Mało snu, dużo pracy, spora dawka stresu życiowego i w niedzielę z rana zamiast pełnej petardy, wyszła pełna kiszka. Zrobiłem 26 km z zaplanowanych 30 km. Tempo niskie, ale nie miałem ani polotu w biegu, ani wyrzutów sumienia, że trochę sobie pozamulam. Żebyśmy mieli jasność – jestem zadowolony, że wykonałem ten trening mimo zmęczenia i lekkie odpuszczenie uważam za dobrą decyzję. Natomiast, jeszcze bardziej zadowolony byłbym z treningu bez towarzyszącego zmęczenia. No, ale to są już kwestie nieodłącznie związane z amatorskim bieganiem ;).

Tydzień całościowo był dobry. W szkolnej skali ocen dałbym mu mocną „czwórkę”. Zabrakło treningu uzupełniającego, ale obowiązki wycięły mi możliwość wykonania tego elementu. Muszę pomyśleć nad sprawniejszym wdrażaniem tego elementu, ponieważ rubryka z treningiem siłowym w moim dzienniczku treningowym umiera z pustki. A plan na ten element jest i to poważny!

Do następnego tygodnia!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

2 komentarze do “Raport treningowy #8 (19-25.11)”

  1. Jak zawsze treściwie i ciekawie.
    ps. A teraz prywata:) Andrzej mam rekord w maratonie 2:51 z sekundami (wiosna 2018), podobnie tak jak ty sezon jesienny poświęciłem na bieg ultra na 102 km (łemkowyna), gdzie zająłem 4 miejsce:) Teraz na wiosnę chciałbym pobiec maraton w Barcelonie, a 5 tygodni później MIUTa, ale już na zaliczenie, bo o wyniku raczej nie będzie mowy po maratonie. W związku z tym będę po raz 4 podchodził do planu Pfitzingera i Douglasa, czy Twoim zdaniem to dobry pomysł po raz kolejny realizować ten sam plan, który notabene bardzo dobrze mi służy, czy lepiej coś pokombinować? Czy w Twoim przypadku zmiana jednostek treningowych, różne kombinacje z nimi, wynikają z braku dalszego progresu, czy też chęci eksperymentowania? Czytałem u Grześka Gronostaja, że u niego to raczej wynika z samej ciekawości poddawania się różnym treningom i badania ich wpływu na organizm. A jak to jest u Ciebie?

  2. Hej,
    Wielkie gratulacje za wyniki, to naprawdę dobre bieganie.

    U mnie o zmianie środków treningowych i koncepcji w kolejnych sezonach decyduje chyba coś pośredniego. Z jednej strony lubię nowe podejście i wdrożenie czegoś czego jeszcze nie robiłem, z drugiej – to co mam świetnie sprawdzone w konkretnej metodyce, przetransportowuje do kolejnego programu treningowego.

    Chociaż na tyle pobudziło mnie do myślenia Twoje pytanie, że jak zastanawiam się teraz głębiej nad biegową przeszłością, to przebyłem ciekawą drogę m. in. z podejściem do interwałów. Zaczynałem jako gorący orędownik, po czym na pewnym etapie odszedłem od tego treningu zupełnie. Upłynęło trochę wody w Odrze i ponownie w interwale widzę duży potencjał. Różnica wynikowa w maratonie, do którego stosowałem interwały, a do którego nie – 3 minuty.
    Naprawdę trudno jest mi sklasyfikować odpowiedź jednoznacznie. Pamiętam np. epizod, gdy przygotowywałem się pierwszy raz do łamania 2:30 na bazie Danielsa. Cel został osiągnięty, ale byłem tak ujechany przygotowaniami zimowymi, że druga połowa roku stała się pod znakiem łapania równowagi treningowej. Z tego powodu nie podszedłem do dokładnie tego samego programu treningowego, tylko go zmieniłem, dostosowując jednostki bardziej pod siebie. Wynik udało się poprawić kosztem dużo mniejszym.

    Czy mając „gwarancję”, że osiągnę 140 minut w maratonie, zapętlając przez 10 lat tylko jeden program treningowy, zdecydowałbym się na niego? Nie sądzę. Samo podążanie drogą jest prawdziwą wartością, miło jak otoczenie na tej drodze się zmienia – jest ciekawiej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *