Tytułem wstępu dla niewtajemniczonych – mam na osiedlu sąsiadów, którzy są równie mocno wkręceni w bieganie co ja. Tak, wiem że trudno to sobie wyobrazić, ale naprawdę tak jest. Kiedyś przygotowałem wpis przybliżający naszą paczkę biegaczy, którą tworzy: Grzesiek Gronostaj, Adam Putyra, Jacek Sobas, no i ja. Wspólnie pojawiamy się w ramach różnych inicjatyw biegowych pod nazwą „Wrocławskie Iten”.
Iten – to miejscowość w Kenii, biegowa stolica świata, kuźnia talentów i najlepszych zawodników długodystansowych.
W naszym kwartecie każdy ma za sobą nieco inną drogę rozwoju sportowego (chociaż obiektywnie reprezentujemy bardzo równy poziom). Ja np. jestem typowym gościem, który usłyszał o maratonie i mój pierwszy start w zawodach masowych odbył się właśnie na tym dystansie. Jacek z kolei trenował dawniej biegi średnie. Grzesiek wywodzi się BNO (biegi na orientację), Adam miał sporo wspólnego z krótszymi biegami, ale uważam, że jest z krwi i kości maratończykiem, choć maratonów ma na koncie 2. Edit: Adam ma na koncie 3 maratony. 🙂
Biegacz kombinator
Nie jest żadną tajemnicą, że każdy biegacz, w którymś momencie rozwoju zaczyna kombinować. Zazwyczaj to kombinowanie idzie w parze ze stagnacją wyników, ale zdarzają się też kombinacje cykliczne, wynikające z ciekawości lub idei zawodnika. Wystarczy wyobrazić sobie anonimowego biegacza, który szykował się do łamania 3h na maratonie – punkt, po punkcie wykonywał treningi z gotowego planu. Wiara w plan była, bo rok wcześniej złamał 3:10 na rozpisce tego samego autora. Okazało się jednak, że tym razem progresu nie ma. Pojawiła się zatem sytuacja problemowa i poszukiwanie lekarstwa. Właśnie to poszukiwanie lekarstwa na brak postępu, nazywam kombinowaniem.
I tak: jedni kombinują subtelnie, wprowadzają ciut większy kilometraż, a inni idą po bandzie i wyrzucają z planu wszystkie interwały, bo z perspektywy czasu wydaje im się, że ten element w ogóle nie ma sensu. Ktoś dodaje trening uzupełniający, ktoś inny go usuwa – w ten sposób spirala nabiera tempa, aż docieramy do punktu, gdy cały program treningowy musi wrócić do macierzy. Czasem z powodu autorefleksji i samokrytyki, czasem z powodu kontuzji i konieczności budowania wszystkiego na nowo, a czasem bo zapomnieliśmy, że taki właśnie trening był kiedyś naszą podstawą, a teraz uważamy go za panaceum i genialny pomysł.
Czyli taki paradoks naszych czasów – gdy bycie zwykłym, normalnym obywatelem oznacza nieprzeciętność.
Ponadto, poziom kombinowania idzie w parze z poziomem sportowym (piszę o biegaczach amatorach). Czym wyższy poziom i głębiej grzebiemy we własnych możliwościach, tym większa kombinatorka. Gdy się nad tym zastanowić, ma to uzasadnienie logiczne – szybszym zawodnikom coraz trudniej jest podnosić swój poziom. Dużo zasobów jest już wyczerpanych do cna.
Team (pseudo)naukowy
Dotarliśmy do miejsca, w którym będzie trochę samokrytyki, ale jednocześnie i pokazania, że „życie bieganiem”, to nie tylko nabijanie kilometrów, ale dosłownie odnajdywanie biegania we wszystkim co nas otacza.
Grzesiek, Jacek, Adam i ja. Napisałem, że jesteśmy pełni różnic, jednak jedno łączy nas w sposób bardzo silny – kombinowanie w treningu. Ten żartobliwy tytuł akapitu nie jest przypadkowy. Nie ma teorii na temat biegania, której byśmy nie testowali, nie ma sprzętu/rozwiązań technologicznych, o które nie toczylibyśmy sporów i długich dyskusji. Każdy kolejny sezon, to nowe elementy, które każdy z nas uważa za kluczowe i za nowy złoty środek treningowy. Na podstawie przebiegu naszej rozmowy na 'mesendżerze’ może powstać kilka książek. Dodatkowo jesteśmy sportowcami, upartymi jak stado osłów. Nikt nie daje łatwo sprzedać swojej skóry – sypią się linki z badaniami naukowymi, wykładamy na blat własne doświadczenie, powołujemy się na zasłyszane historie oraz prowadzimy wywody bazujące wg nas na logice.
Temat? Każdy biegowy! Kompresja, zawody, opłaty startowe, mechanika ruchu, dieta, interwały, żele, podeszwy w butach, GPS, międzyczasy, support, strefa startowa, ultra, sprinty, izotonik, dzienniczek treningowy, sauna, rozciąganie, rolowanie, masaże, fizjoterapia, basen, rower, wiązane butów i tysiące innych tematów, które nigdy się nie kończą.
A gdy tylko pomyślę, że nic mnie już nie zaskoczy w naszych treningowych pomysłach…
Grzesiek przygotowuje się właśnie do sezonu wiosennego maszerując. W takim dosłownym znaczeniu tego słowa. Dla zainteresowanych odsyłam na bloga Grześka.
Wartość większa niż wynik na mecie
Miesiące lecą, a my co chwila odnajdujemy cudowne rozwiązania lub robimy straszne głupoty. Walczymy o 60 sekund poprawy na maratonie, przeorganizowując życie całej rodziny, a na końcu okazuje się, że i tak wrócimy z naszym treningiem do punktu wyjścia. Przynajmniej do czasu, aż nie wpadniemy na kolejny genialny pomysł. I tak się zastanawiam, czy to coś złego? Nie sądzę, a nawet uważam że to wspaniała sprawa, która pokazuje, że my bieganie po prostu kochamy. Wszystkie te biegowe eksperymenty, stanowią cudowny element naszej codzienności i niech tak pozostanie.
Tekst powstał w natchnieniu ostatnią dyskusją, która próbowała odpowiedzieć na pytanie: czy wyjście na trening niemal w środku nocy po 4 godzinach snu ma sens, czy nie… tak, takie mamy pomysły. 🙂
Pozdrawiam całe Wrocławskie Iten!
Wyjście na trening to najlepsze „wyjście” z możliwych. No chyba, że jest to wyjscie na piwo 😀
Jak radzicie sobie ze smogiem? We Wrocławiu powietrze jest raczej kiepskie, w sumie nie wiem, czy zwracać na to uwagę, czy nie, albo ewentualnie od jakich wartości odpuścić sobie bieganie na zewnątrz?
pozdrawiam.
Hej,
Zachowując 100% szczerości, mam to głęboko w nosie i nie piszę tego przewrotnie, że niby nosem tylko oddycham. Mam takie natężenie innych czynników, które wpływają na miejsce i moment w ciągu dnia kiedy wykonuję trening, że po prostu na monitorowanie smogu nie mam ani czasu, ani sił. Nie traktuj tego jako ignorancji problemu. Smog nie powstał wczoraj i niestety jeszcze długo będziemy musieli z nim walczyć. Dobrze, że świadomość społeczna wzrasta, ale dopóki firma produkująca maski antysmogowe nie zapuka do mich drzwi z kontraktem na reklamę, będę twierdził że spokojnie możemy robić swoje, czyli biegać z powietrzem jakie mamy ;).
Ostatnio miałem podobne przemyślenia co do snu i jego wpływu na wyniki jak na Garmin Connect wyskoczyło mi 4 godziny snu, a mimo to interwały się powiodły. Trening wcześno poranny ma to do siebie ze wydaje się jakby go nie było. Organizm nie jest świadomy obciążeń przez co regeneracja jest wg mojego doświadczenia trwa szybciej niż po tych treningach dziennych. Dodam ze większość (80%) treningów robię między 4:00 a 6:00. Pozdrawiam cała ekipę wrocławską i trzymam za Was kciuki.
Dużo racji, ale jak to bywa, sprawa jest bardziej złożona. Zarówno Ty i Ja biegamy rano i dobrze to u nas funkcjonuje, ale znam biegaczy, którzy rano są po prostu nieprzytomni. Zero mobilizacji, zero koncentracji. Z drugiej strony, poranny akcent nawet lepszej jakości, też ma swoje konsekwencje. Mnie np. o 21 ścina z nóg 🙂
Polećcie dobrego fizjoterpautę od biegaczy we Wrocławiu. Trafiłem do kilku, których sam wybrałem w internetach ale nie jestem zadwololony;) Sprawa dotyczy rozluźnienia pasma biodrowo- piszczelowego i problemów z kolanem biegacza. Dzięki!
Tak z ciekawości, do jakich wniosków doszliście odnośnie tego treningu po 4 godzinach snu?
Czy zawsze ma to sens? Czy raz na jakiś czas (jaki?) nie ma z tym problemu?
Pozdrawiam
Jednym z problemów naszej upartej paczki jest to, że po wielu godzinach dyskusji, każdy pozostaje okopany na swoim stanowisku. 😉
Generalnie Jacek nigdy nie biega niewyspany, a Grzesiek zbyt często. Ja osobiście uważam, że permanentne niedosypianie to wpędzanie się w kłopoty, ale głównie z powodu spadku jakości akcentów (co równa się z zahamowaniem w rozwoju). Natomiast co innego jednorazowe obcięcie godzin snu. W moim przypadku, lepiej czuję się psychicznie gdy nawet zarwę sen i zrobię kiepski trening, niż gdy odpuszczę i niespodziewanie w planie pojawi się biała plama.
Nie chciałbym robić jakiejś psychoanalizy biegaczy, ale „poczucie bycia w gazie” (tego że realizujemy wszystko zgodnie z planem) jest często ważniejsze niż zachowanie idealnych warunków na trening, jak np. wyspanie się przed treningiem.
Dzięki za odpowiedź… Dobrze wiedzieć, że człowiek nie jest osamotniony, gdy czasami nie ma szans na porządny sen i trzeba zrobić trening o 4:30 nad ranem…
Tak przy okazji – świetny blog 👍