Wstęp do sytuacji problemowej
Będąc na studiach, wśród przedmiotów typowo kierunkowych, takich jak: metodyka nauczania piłki nożnej, judo, koszykówki, pływania… i kilkunastu innych sportów oraz przedmiotów wyjaśniających funkcjonowanie ludzkiego organizmu, miałem zajęcia typowo humanistyczne. Traktowałem je nieco po macoszemu, zresztą nie ja jeden, wśród wielu nudnych godzin spędzonych na salach wykładowych trafiały się jednak i takie, które rozpalały żar w oczach studentów i podnosiły tętno identycznie, jak wykonanie kołowrotu okrocznego na zajęciach z gimnastyki.
Jednym z takich zajęć była etyka. Ta z pozoru mało obchodząca dwudziestoletnich dresiarzy zabrała mi kawał wolnego czasu na rozmyślaniu o moralnych zagadnieniach ze sportowego obszaru. Po czasie uważam, że był to jeden z ciekawszych przedmiotów na AWF-ie. Do tej pory lubię zastanawiać się nad pewnymi dylematami moralnymi z obszaru sportu.
Poniżej w ramach „intelektualnej zabawy” zamieszczam krótką historie trenera, w którego skórę chciałbym żebyście weszli i zastanowili się jak powinien postąpić, jako osoba odpowiedzialna za losy młodych sportowców.
Uznany trener, spod którego skrzydeł wyszło kilkoro znakomitych zawodników, prowadzi obecnie grupę biegową, w skład której wchodzi paru zdolnych, młodych biegaczy. Dzięki temu, że w przeszłości trener stał za sukcesem innych zawodników, nikt nie kwestionuje jego autorytetu, a jego grupa biegowa jest zawsze kompletna. Przynależność do niej jest pewnego rodzaju nobilitacją dla trenujących.
Trener, to gość w 100% nastawiony na realizację celu. Mówi o tym zawodnikom wprost: „U mnie się nie biega, u mnie się zapi****la na maksa. Nie interesują mnie brązowe krążki, interesują mnie Mistrzowie, mają to być ludzie z mojego teamu!”. Filozofia treningowa jest prosta, ale do bólu skuteczna.
W drużynie ambitnego trenera znajdują się zawodnicy, o dokładnie takim samym nastawieniu do sportu, jak On. Chcą wygrywać, chcą bić rekordy i przekraczać granice swoich możliwości. Miejsce w drugiej dziesiątce na zawodach oznacza dla nich porażkę i anonimowość. Ich motorem i siłą napędową jest wizja wdrapania się na szczyt listy wyników. Każdy z nich pragnie udowodnić, że jest mocniejszy od całej reszty biegaczy.
Ta paczka kilku chłopaków stanowi jednocześnie pewnego rodzaju środowisko społeczne, w ramach którego funkcjonują długimi godzinami podczas treningów, wspólnych wyjazdów, obozów treningowych, a nawet zawodów sportowych. Siłą rzeczy, oprócz relacji partnersko-treningowej, powstają również relacje typowo socjologiczne, sympatie i antypatie. Każdy w drużynie zaczyna pełnić określoną rolę. Łatwo wyobrazić sobie, że liderem staje się zawodnik z najlepszymi wynikami, który może osądzić „co jest dobre, a co nie”. Ktoś inny pełni funkcję „grupowego wesołka”, który rozładowuje napięcie i presję towarzyszącą sportowej rywalizacji, oczekiwaniom trenera, a nawet wynikającą z ambicji pozostałych zawodników.
Trener, to człowiek, którego zadaniem jest obserwacja. Widzi swoich podopiecznych i zdaje sobie sprawę z ich zalet i wad. Dzięki bogatemu doświadczeniu, już po kilku miesiącach współpracy z zawodnikiem potrafi zdefiniować, czy ten reprezentuje dobry poziom i ma szansę na dalszy rozwój, czy jednak nigdy Mistrzem nie zostanie, stanowiąc już zawsze tło dla najlepszych.
Któregoś dnia, do naszego trenera zgłasza się młody chłopak. Posiada obiecujące wyniki i jest szalenie ambitny. Nawet w oczach trenera jawi się jako ktoś reprezentujący wąski obszar ludzi wciśniętych między determinację a obsesję na punkcie wygrywania. Dla Adama (tak nazwijmy tego młodego i nastawionego na sukces zawodnika), trener jest guru, którego każde słowo jest cenniejsze od złota. Gdy trener mówi, żeby wykonał interwały 6 x 1 km po 3:05, ten wykonuje jednostkę bez zająknięcia co do sekundy, mimo że przez resztę dnia słania się na nogach z wyczerpania. Gdy trener zaleca podbiegi pod wzniesienie o nachyleniu 5%, Adam potrafi przejechać 50 kilometrów w poszukiwaniu odpowiedniego wzgórza. Sam trener zadaje pytanie Adamowi: skąd u Ciebie tyle determinacji? W odpowiedzi słyszy, że ten chce być najlepszym biegaczem i nie spocznie, dopóki celu nie osiągnie.
Mijają miesiące i trener zaczyna obserwować dwie istotne rzeczy. Pierwsza, to postawa grupy. Okazuje się, że w zespole, z którego teoretycznie nie dało się już nic wycisnąć, gdzie wszyscy trenowali już wcześniej na maksa, zawodnicy dzięki obecności Adama, zasuwają z dodatkową porcją energii. Adam zaczął pełnić w ich mikro społeczności rolę motywatora do szukania absolutnych rezerw. Pokazuje innym chłopakom, że wbrew pozorom można robić więcej i dokładniej. Część zaczyna naśladować jego postawę, bo obawia się bezpośredniej rywalizacji z nim, inni czują się „obnażeni” brakiem takiego pożądania sukcesu i równają do ambitnego kolegi. W efekcie niemal wszyscy w drużynie poprawiają swoje wyniki. Trener jest zdumiony i wniebowzięty. Zaciera ręce, bo szykuje mu się najowocniejszy sezon w karierze coacha.
Jednak jego entuzjazm nieco mąci druga rzecz, którą obserwuje w swojej drużynie. Adam mimo najwaleczniejszej postawy jaką można spotkać u zawodnika, nie poprawia swoich wyników. Te zaledwie drgnęły od początku współpracy, mimo że trener zastosował wszystkie znane sobie sposoby na poprawę jego wyników. Próbował dosłownie wszystkiego, sposobów sprawdzonych i tych, do których sam nie do końca był przekonany. Konsultował przypadek z innymi ekspertami, szukał rozwiązania jak tylko potrafił, ale nie dał rady. Adam zatrzymał się z rozwojem i do mistrzowskiego poziomu było mu nadal bardzo daleko.
Adam natomiast nie zraził się ani trochę. Konsekwentnie wykonuje polecenia trenera, wierząc mu bezgranicznie. Od czasu do czasu rzuci jedynie, że udowodni wszystkim, jak wysoko można zajść dzięki ciężkiej pracy i konsekwencji. Trener wie jednak, że Adam nigdy Mistrzem nie zostanie, a z pewnością nie pod jego sterami. Nie chce mówić tego Adamowi, bo zdaje sobie sprawę, że taka informacja „zabiłaby jego postawę”, a ta jest bezcenna w kontekście sukcesów innych zawodników z drużyny.
W tym momencie trener staje przed wyborem natury moralnej:
A) Powinien powiedzieć prawdę Adamowi, że ten nigdy nie zostanie najlepszym zawodnikiem i stracić tym samym wielkie koło napędowe w swojej drużynie, co może zaważyć na zdobyciu tytułu Mistrza przez innych podopiecznych?
Wówczas Adam pozna prawdę, nie będzie szczęśliwy i prawdopodobnie odejdzie od sportu, ale trener zachowa wobec zawodnika pełną szczerość.
B) Powinien potraktować Adama, jako „mięso armatnie”, ponieważ zawsze podkreśla, że w jego drużynie walczy się o Mistrzostwo bez względu na koszta i zawodnik powinien mieć świadomość, że w tych kosztach może się znaleźć? Ponadto, Adam dzięki „brakowi świadomości”, że nigdy nie zostanie Mistrzem, może robić coś co kocha i żyć marzeniami, a słowa trenera, że Mistrzem nigdy nie zostanie zabiłby w nim niespotykaną postawę.
W tle pozostaje zespół. Czy mówiąc Adamowi prawdę i spisując go na straty, co osłabi morale w całym teamie i przełoży się na gorsze wyniki innych chłopaków podczas Mistrzostw, trener będzie mógł powiedzieć do nich: „Zrobiłem wszystko, co mogłem żebyście zdobyli ten tytuł.” – czy będzie to jednak kłamstwo, bo można było przecież „złożyć Adama w ofierze”?
Zachęcam żeby dzielić się swoją opinią. Ja póki co z odpowiedzią się wstrzymam, chociaż mam swój typ, po 2 dniach rozważania. Co nie zmienia faktu, że jutro punkt widzenia może mi się zmienić. Jednocześnie wiem, że trudno odpowiedzieć jest „zero-jedynkowo” – A lub B. Czynników warunkujących decyzję trenera w prawdziwym życiu byłoby kilkadziesiąt. Nie mniej, nawet taka wysterylizowana sytuacja pobudza do rozważań.
Prawdopodobnie członkowie drużyny odczuli na własnej skórze zwyżkę formy, którą SAMI wypracowali. To z pewnością podniosło ich motywację i wiarę w siebie. Z drugiej strony wobec braku progresu u Adama przestali go postrzegać jako lidera i konkurenta, a więc straci (ł) on rolę koła zamachowego. Adamowi należy się uczciwość i, być może, inne metody treningowe pod okiem nowego trenera. Odpowiedź A przedstawiona w Twoim opisie w sposób pejoratywny w dłuższym okresie będzie lepsza dla Adama i drużyny.
Tak, trudno się nie zgodzić z tym co napisałeś Andrzej. Nie mniej za kluczowe uważam wskazanie przez Ciebie dłuższej perspektywy. Trudno być tego pewnym (jak wszystkiego w tego typu rozważaniach), ale sądzę, że na poziomie „PRO”, a chciałem żeby historia wskazywała właśnie taki poziom, dłuższy okres to typowa loteria 50/50. Lepiej żeby Adam żył świadomy, ale czy zawodnicy z teamu nie zyskaliby w przyszłości, gdyby zdobyli medale teraz, już w tym sezonie? Wtedy rola Adama sama się wygasi, bo dopiero wówczas poczują, że SAMI zdobyli medale.
Tak mi się wydaje. Dzięki za cenny głos.
Andrzej bardzo ładnie uzasadnił, dlaczego A
Dzięki za głos. Uznajmy, że moja odpowiedź do komentarza Andrzeja, odnosi się również do Twojej opinii.
Jeżeli jest to prawdziwa sytuacja to swiadczy tylko o brakach trenera i zawodnika. Jeżeli zawodnik jest zdeterminowany i pracowity, dobrze wpływa na grupę, to już osiągną sukces. Jeżeli rzeczywiście nie jest mu dane być de best, to sam to wcześnie czy później to odkryje. Doświadczenie pokazuje że nie można powiedzieć innemu człowiekowi czegoś czego on nie jeszcze nie wie. Jeżeli nie ma innych ograniczeń, w stylu miejsc w drużynie itp to objawienie 'prawdy’ w stylu 'prawdopodobnie nic nie osiagniesz’, mija się z celem (moim zadaniem). Jest też opcja: słuchaj Adam, wydaje mi się że jako trener poniosłem porażkę, bo wydaje mi się że moje metody nie są w Twoim wypadku skuteczne.
Dzięki za komentarz, rzuca trochę światła na drugą opcję – nie mówienie Adamowi, że mu się nie uda.
trening biegowy jest dla każdego indywidualnie. Takie też powinny być koszta ponoszone przez zawodników – granicą jest zysk dla indywidualnego treningu.
Wynik drużyny to tylko bonus dodatkowy – to jeszcze nie kolarstwo
UUU, z tym się nie zgadzam ;). Mówimy o profesjonalnym podejściu, o TOP-ie. Uważam, że to już się dzieje. Ba! Dzieje się od dawna, nawet w bieganiu na niższym poziomie.
Dzięki za komentarz!
Dałem sobie dzień do namysłu i jednak przychylam się do opcji B, z jednym istotnym zastrzeżeniem, że nie wiąże się ona z ruinowaniem zdrowia tego zawodnika i jego pozasportowej kariery (zakładam, że w życiu sobie jakoś poradzi nawet nie będąc mistrzem). W sumie co jest złego w tym, że będzie trenował dalej, robiąc coś, co kocha? Tym bardziej, że nikt nie jest nieomylny i w swojej ocenie trener może tym razem nie mieć racji, a u Adama może coś niespodziewanie zaskoczyć. Co innego, gdyby padło ze strony Adama pytanie – czy trener widzi w nim materiał na mistrza – wtedy moim zdaniem należy się mu uczciwa odpowiedź. To samo, jeśli trener widzi w nim duży talent w innej dyscyplinie – wtedy może spróbować go nakierować w tamtą stronę, by tego talentu nie zmarnować. A tak, nie pytany, moim zdaniem trener nie ma moralnego obowiązku wychylać się samemu z oceną zawodnika, szczególnie kiedy uważa, że negatywnie to wpłynie na wyniki reszty drużyny.
Dzięki za opinię. W sumie druga wskazująca bardziej na odpowiedź B. Dużo trafnych argumentów, miło że zabrałeś głos.
Być może pojawią się kolejne komentarze, ale chciałem bardzo krótko przedstawić moje zdanie, żeby zamknąć przynajmniej tę część dyskusji pewną klamrą.
Jako trener z obsadzony w takiej sytuacji wybrałbym opcję B.
Jest mi trudniej, bo ja tę historię tworzyłem i być może coś co nie padło w tekście siedzi w mojej głowie i daje mi podświadome sygnały do takiej, a nie innej decyzji. Wybrałbym nieuświadamianie Adama głównie dlatego, że działam na poziomie „PRO”. Adam pełni w drużynie bardzo ważną funkcję, nawet jeżeli nie jest tego świadomy. Lubi to co robi i żyje marzeniami. Droga jaką pokonuje każdego dnia żeby dotrzeć do celu jest cenniejsza niż sam cel. Czy po latach bez znaczącego sukcesu będzie mógł mieć niesmak do trenera, że ten był nieszczery? Pewnie tak. Czy będzie mógł mieć niesmak, że przez wiele lat robił to co napędzało go do życia na 100%, do cieszenia się z wykonywanej pracy? Nie sądzę. To kwestia akceptacji tego, że sama droga stanowiła prawdziwą wartość.
A team? Owszem, jest szansa, że chłopaki uwierzyli w siebie jeszcze bardziej, ale czy ich wiara nie urosłaby jeszcze bardziej po sezonie, w którym zgarnęliby mnóstwo medali? Wydaje mi się, że zyskaliby więcej.
Na koniec, zachowując szczerość – jeżeli mam być tym trenerem (obym nigdy takim nie był ;)) – wynik, to coś co napędza mnie do trenowania zawodników. Czy wybrałbym szczerość wobec zawodnika w zamian za dobro całej drużyny i swój interes? Nie wydaje mi się. Kalkulacja nie byłaby zbyt długa.*
*Stawiam na koniec grubą kreskę między tym co robię jako trener w grupach amatorskich i rozważaniami na poziomie „PRO”. Podobno jestem szczery i taki chcę pozostać. 🙂
Absolutnie odpowiedź B. Trener, nawet tak znamienity, nie jest wszechwiedzący. Nigdy nie wiadomo, jak organizm zareaguje na kolejny trening. Czasami przełomowym czynnikiem okazuje się sam upływ czasu. Tak czy siak, zawsze trzeba mieć nadzieję, wierzyć i walczyć o poprawę formy swojego zawodnika. Tym bardziej, jeśli jest tak cenny dla zespołu. Skoro zawodnicy mają się nie poddawać, to dlaczego trener miałby to zrobić? Głowa do góry i do przodu!
Dzięki, ciekawy komentarz. Ciekawy, bo stawia trochę trenera w dobrym świetle i daje mu kapitalne alibi na ewentualne wyrzuty sumienia.
Nie wiem czy to dobrze napisze, ale spróbuję… who cares? A tak na poważnie to a albo nie b, tak niech zostanie odp b. Pozdrawiam fajny blog, masz dryg do pisania i biegania.
Miło słyszeć. Biorę za ostateczną odpowiedź B.
Oznacza to tyle, że szala się bardzo wyrównała po ostatnich komentarzach. Czyli samo życie, nie ma idealnego wyjścia, a ja mam satysfakcję, że zastanawialiście się nad tym problemem. 🙂
niech się zdecyduje ! (trener) chce mieć mocny team to tylko B chce mieć kółko wzajemnej adoracji to A… A jest w ogóle słaba opcją bo liczenie na to że taka sytuacja będzie trwać jest błędnym założeniem po jakimś czasie liczą się tylko wyniki szczególnie w pro i nikt nie będzie sie podniecał na dłuższą metę że gość zasuwa jak górnik na przodku skoro wyników nie ma… drugi plus dla zawodnika że może znajdzie trenera który cos z niego zrobi a jak nie to może zacząć grac ewentualnie w szachy, bierki etc.
Przepraszam pomyłka -oczywiście odpowiedź A ! B-słaba opcja
Opcja B nie jest zła. Obecnie drużyna jest mocniejsza, również dlatego, że nowy ich zmotywował. Jeśli współpraca nie trwa długo (a to wynika z podanego przykładu), to młody może jeszcze wyjść z marazmu. Tak jak to zrobiła drużyna po pojawieniu się nowego, przecież stali w miejscu zanim nowy dołączył do nich. U wymienionego trenera liczy się skuteczność. Trener osiągnął efekt psychologiczny w drużynie a ta poprawiła wyniki. Po co to zmieniać, jeśli wszystko hula? Nie ma co rozmyślać, że morale drużyny spadnie z powodu braku wyników u nowego, bo to tylko przypuszczenia. Przypuszczać przecież można również, że nowy wystrzeli i nadal będzie motywacją dla innych.
Z mojej perspektywy wybrałbym opcję A, jeśli Adam wierzy w siebie i ma rzeczywiscie motywację to słowa trenera go nie zdołują, a wręcz przeciwnie pozwolą jeszcze lepiej i dokładniej trenować (pewnie z innym trenerem).
pierwsze primo – trener powinien sam zastanowić się nad swoimi metodami treningowymi, bo jeżeli Nowy swoją postawą wpłynął pozytywnie na wyniki drużyny, to znaczy, że jego metody treningowe wymagają udoskonalenia, inaczej mówiąc trener sam swoją postawą nie był w stanie osiągnąć tyle, co osiągnął dzięki Nowemu
drugie primo – wyniki drużyny poszły w górę, a więc trener powinien się z tego cieszyć i być za to wdzięczny Nowemu, niezależnie, czy widzi w nim materiał na mistrza, czy nie
trzecie primo – jeżeli trener cieszy się z poprawy wyników i jest za to wdzięczny Nowemu, to powinien mu to wynagrodzić – stwierdzenie, że Nowy nigdy nie zostanie mistrzem, może nie być nagrodą, tylko karą
czwarte primo – czy trener, którego metody treningowe wymagają udoskonalenia, jest w stanie trafnie ocenić, jak potencjalne wykluczenie Nowego z drogi do mistrzostwa wpłynie na morale drużyny?
konkluzja – trener, Nowy i drużyna powinni robić swoje, tzn. trener powinien udoskonalić metody treningowe, aby móc samemu wyciągnąć z drużyny to, co osiągnął dzięki Nowemu, Nowy powinien dalej starać się być jak najlepszym, po pewnym czasie sam uzna, że mistrzem świata nigdy nie będzie, ale jak poprawi kilka swoich życiówek, to dla niego to będzie mistrzostwo, drużyna, podobnie jak Nowy, powinna dalej starać się być coraz lepsza, korzystając z udoskonalonych metod treningowych trenera
ps. co innego, jakby Nowy sam zapytał trenera, czy kiedyś będzie mistrzem, wtedy trener powinien mu szczerze odpowiedzieć, ale powinna to być odpowiedź oparta na obiektywnych parametrach fizycznych, których, mimo największych chęci i ogromu włożonej pracy, po prostu nie da się przeskoczyć, zwyczajnie nie każdy może zostać mistrzem w danej dyscyplinie
pozdrawiam 🙂