Przejdź do treści

Eksperyment na miarę 42 kilometrów i 195 metrów

Słowo eksperyment powinno być alternatywną wersją mojego projektu – pokonania maratonu w 140 minut. Biegam maratony od 5 lat i co roku koncepcja na wykonanie kolejnego kroku w stronę 140 minut jest inna. Mimo, że udana passa trwa i jestem coraz bliżej upragnionego celu, nie zawsze podejmowałem dobre decyzje. Dopóki jednak udaje się wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów, to nie widzę w tym nic złego. W tym roku na wiosnę również udało się „zrobić swoje” i przepchnąć PB bliżej wyniku 2:20 – niewiele, ale wynik poszedł w dobrą stronę.

Za tydzień we Wrocławiu zostanie rozegrany 35. PKO Wrocław Maraton. Bieg, który jest dla mnie wyjątkowy pod kilkoma względami – chociaż nie powiedziałbym że to impreza, która wywołuje ciarki na moim ciele. Moja relacja z wrocławskim maratonem przypomina trochę toksyczny związek. Z jednej strony nie potrafię bez niego żyć (sportowo), a z drugiej strony udział w tym wydarzeniu mnie wyniszcza.

Równe 5 lat temu we wrześniu 2012 roku leżałem na gorącym asfalcie, ciesząc się jego miękkością i rozmyślałem, że 140 minut na przebiegnięcie maratonu to jakieś chore szaleństwo. Będąc jednak posiadaczem pierwszej życiówki w swoim życiu na jakimkolwiek dystansie – tak, maraton to pierwszy bieg w jakim w ogóle wziąłem udział – byłem przeszczęśliwy. Z kolei rok temu, gdy każdy wynik powyżej 2:40 uznawałem za srogą porażkę, upokorzyłem się pokonując końcowe 15 kilometrów marszobiegiem z ostatecznym czasem powyżej 2:50 (chyba – nawet nie sprawdzam, bo się wstydzę ;)).


2016 rok – druzgocąca porażka, dobrze że czas leczy rany 🙂

Dygresja
Tak, jestem świadomy, że 2:50 to wynik w ogólnej skali maratończyków dobry, ale mówię tu o odniesieniu do celów i nakładów treningowych, jakie ponosimy. Szanuję każdą osobę startująca w maratonie, i każdy wynik na mecie, ale nie ma co koloryzować rzeczywistości, tamten bieg to typowa wtopa w moim wykonaniu.

Eksperyment – jesień 2017
Zbliża się okres maratońskich zmagań. Długo zastanawiałem się jaki bieg wybrać za swój główny cel startowy. Naturalnie, jak co roku pojawiła się myśl o wrocławskim maratonie. W mojej głowie zachodziły twarde negocjacje zdrowego rozsądku z emocjami.

Zdrowy rozsądek nieustannie przypominał o tym, że w tamtym roku było ponad 30 stopni i walka o życiówkę w takich warunkach to bzdura. Emocje natomiast, powoływały się na mocny argument – lokalnych mistrzostw, które zawsze mają szczególny smak. Rozsądek – że za mało czasu na przygotowanie, emocje – że Mistrzostwa Europy weteranów i będzie dobra ekipa do biegania. Burza wewnątrz głowy trwała, aż w końcu powstał kompromis, czyli maratoński eksperyment.

Kompromis, to podobno układ, w którym obie strony są przegrane, ponieważ nie osiągnęły swojego celu. Nie lubię tej definicji, bo w brutalny sposób odbiera zadowolenie z podjętej decyzji. Mój kompromis w kontekście wrocławskiego maratonu polega na tym, że pierwszy raz w życiu wystartuję na królewskim dystansie z pełnego treningu, bez specjalnego okresu regeneracji, traktując go jako formę sprawdzianu przed głównym startem w tej części sezonu – Poznań Maratonem.

W tej chwili, czyli na 5 dni przed wrocławskim maratonem, biorę pod uwagę 3 scenariusze:

  • Będzie kiepska pogoda (czyli dobra, ale nie do biegania) i biegnę z rezerwą cały dystans w czasie ok. 2:40 – bez zbędnej eksploatacji.
  • Startuję od początku bardzo mocno i do końca walczę o jak najlepszą pozycję i czas, nawet jeżeli będzie on odległy od życiówki.
  • Biegnę bardzo mocno do ok. 30 kilometra i widząc, że nie ugram nic dobrego odpuszczam i dobiegam na luzie do mety albo łapię stopa i wracam do domu.


Zakopane 2017

Możliwe zatem jest wszystko. Jednak niezależnie od ostatecznej decyzji, jak rozegram ten bieg – będzie on ciekawym eksperymentem w kontekście dalszego treningu i formy jaką szykuję na maraton w stolicy Wielkopolski. Pozostaje mi liczyć, że nie skończę mojego eksperymentu jak Carl Scheele – gość, który będąc chemikiem zwykł próbować odkryte przez siebie związki chemiczne. Swoje eksperymentalne degustacje zakończył na cyjanowodorze… Ja w swoim planie mam zamiar odkryć jeszcze wiele biegowych smaków i chcę żeby ten maraton, w ramach treningu – okazał się słodkim doznaniem ;).

5 komentarzy do “Eksperyment na miarę 42 kilometrów i 195 metrów”

  1. Bez jaj. Jak można traktować bieg w 40-stopniowym w upale jako druzgocącą porażkę. Biegłem w tym maratonie i wystarczy spojrzeć jakie czasy osiągnęła czołówka. Bieg absolutnie do zapomnienia. Dla mnie gorzej, bo to był debiut i przez rok świecę kompromitującym czasem ponad 4 godzin 😉

    1. Tak, zachowując obiektywizm masz 100% racji. Z drugiej strony planowanie sezonu startowego, to też jakaś umiejętność – taktyczna konkretnie :). A zakładanie ataku na PB we Wrocławiu, to jak gra w totolotka – podobno ktoś zawsze wygrywa, ale nikt nigdy nie poznał tych szczęściarzy 😉

    1. Znając podejście naszych afrykańskich przyjaciół, to dało się i o więcej niż 2 minuty poprawić ten rekord, ale wtedy trudniej byłoby w tym roku zgarnąć premię ;).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *