Jakiś czas temu zauważyłem, że polski naród malkontentów podejmuje rozmowy przeważnie na tematy dołujące. Spotykając sąsiada dowiemy się prędzej, jak u niego źle, niż jak dobrze. Zresztą sama odpowiedź na pytanie: „Co słuchać? – Stara bida.” – mówi wszystko. Ze sprzętem sportowym jest dokładnie tak samo, jak już zaczynamy o czymś debatować, to tylko o produktach wadliwych i niespełniających oczekiwań. Ta obserwacja skłoniła mnie do refleksji, że dobry but biegowy, to but o którym się nie rozmawia.
Blisko 4 lata handlowałem butami przeróżnych marek, znałem historię każdego topowego modelu, a po pewnym czasie potrafiłem nawet przepowiedzieć przyszłość – czytając znaki jakie wyłaniały się z układu sznurówek buta przymierzanego przez klienta. Przez ten okres w moim życiu, tak bardzo nasyciłem się recenzjami, testami i opiniami speców od kosmicznych technologii, że widząc tytuł posta zaczynający się od słów: „test najnowszego…” zaczynam nerwowo poszukiwać czerwonego iksa w prawym, górnym rogu ekranu.
Z drugiej strony podobno jestem blogerem, choć z tym określeniem, kto jest blogerem, a kto nim nie jest, to trochę tak jak z definicją biegacza amatora i profesjonalisty – każdy powie coś mądrego, a na koniec i tak nie ustalimy jednego, wspólnego stanowiska. Piszę raczej mało, zdjęć posiłków nie wrzucam zbyt często, 'selfika’ nad ranem nie robię, bo boję się że chłopaki z osiedla zobaczą i podłapią temat na pół roku, a do tego wszystkiego nie do końca wiem o co chodzi z tymi 'hasztagami’. Nie mogę się jednak wyprzeć faktu, że co jakiś czas trafia w moje ręce sprzęt biegowy, który różni producenci przysyłają mi do testów. Chwała im za to, bo parę stówek w kieszeni dzięki temu zostało. Nie ma co zgrywać bohatera, 150 km w tygodniu podzielone na 1 – 1,5 tys. km sugerowanej wytrzymałości, daje nam w sumie co 2 miesiące – 500 złotych mniej w portfelu.
Uprzedzam, że nie będzie technologicznego bełkotu, bo jestem na tyle leniwy, że nawet nie sprawdziłem jak nazywają się materiały z których Francuzi robią swoje produkty, zresztą kogo to obchodzi? Fajnie wiedzieć, że silnik ma 16 cylindrów, ale mało to przydatna wiedza w codziennym użytku samochodu. Poniżej klika zdań na temat sprzętu sportowego Kalenji, który od miesiąca testuję.
Jeszcze miesiąc temu jedyna rzecz jaką mogłem powiedzieć o marce Kalenji, to że w opinii mało świadomych osób jest klasyfikowana gdzieś pomiędzy „adadiosami” i „punani” z pumą odwróconym w drugą stronę. Mówiąc wprost – towar wzorowany, ale mający niewiele wspólnego z topowymi markami (no może poza miejscem produkcji). Wiedza jak widać uboga i jak się okazało – błędna.
Kaleniji Kiprun LD
But może być miękki, wygodny, lekki, oddychający itd. wszystko to pojęcia względne i raczej do recenzji się nie nadające, ale względnie mnie to obchodzi, bo finalnie najbardziej interesujące jest to, czy wychodząc na określony rodzaj treningu będę mógł skoncentrować się na jego wykonaniu, czy będę nieustanie uspokajał sumienie, że dokonałem dobrego wyboru.
LD jest dobrym wyborem. Pierwszy trening na jaki ubrałem ten but, to długie wybieganie – 25 km. Zero problemów z odciskami, amortyzacja jak na moją wagę (pod 70 kg) – bez zarzutów. Zaliczyłem w nim asfalt, lekkie błoto i szutrowe ścieżki. Problemów nie dostrzegłem. Minus po pierwszy założeniu był taki, że musiałem poświęcić 2 minuty na przewlekanie sznurówek na wyższe oczka. Obecnie ma na liczniku ok. 400 km i wygląda tak samo świeżo jak Kipchoge na 15 kilometrze maratonu. Dobrze sprawdzi się do nabijania kilometrażu i na relaksacyjne rozbiegania.
Cena w sklepie to bodajże 300 zł. Bardzo uczciwa, w stosunku do jakości. Jeżeli mam siedzieć klika godzin na necie i szukać przecen bardziej rozpoznawalnych producentów, to zdecydowanie przyjemniej wejść do sklepu, wybrać rozmiar, pogadać z doradcą i wyjść jak Panisko z nowymi butami bez cebulowania w stylu – przepraszam, czy -5% łączy się ze zniżką 10 PLN dla stałego klienta? Dobry but w uczciwej cenie, której nie trzeba zatajać przed drugą połówką. Zdecydowanie polecam!
Kaleniji Kiprun Race
Typowa startówka. W bucie na zawody liczą się dla mnie dwie rzeczy. Pierwsza, czy but jest lekki – ten jest lekki, 200 gram. Druga, czy ma sztywną i twardą podeszwę. Przez słowo sztywna i twarda podeszwa rozumiem takie buty, które nie pozwalają swobodnie i bez oporu przetoczyć się od pięty w stronę palców. Pisząc jeszcze prościej, dobra startówka, to taka, którą możesz wbić gwóźdź, gdy zabraknie młotka.
Czym dłuższy dystans, tym but musi dawać poczucie większego komfortu, a czym krótszy tym bardziej może męczyć stopę swoją sztywnością i niską amortyzacją.
Model wyścigowy od Kalenji jest komfortowy. Zdecydowałbym się w nim na półmaraton lub maraton. Startując na 10 km wybrałbym coś bardziej sztywnego. Pamiętajcie jednak, że moja waga to kategoria piórkowa, więc inaczej odczuwam takie sprawy. Dla wielu osób będzie dobry również na 10 km, jeżeli mówimy o bieganiu nie szybszym niż 40 minut.
Pobiegałem w nim 4 treningi i nie mam żadnych zarzutów. Raz biegłem po szutrowych ścieżkach, wówczas poczułem lekką akupunkturę stopy od kamyków, ale nie przesadzajmy – jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego.
Podobnie jak w przypadku modelu Kiprun LD, tak i Kiprun Race to przede wszystkim świetny stosunek ceny do jakości. Obecnie 250 PLN – jeżeli ktoś chce spróbować biegania w startówce, polecam gorąco.
Spodenki Kompresyjne
Kompresja to jedna z niewielu technologii, w które wierzę. Tym bardziej ucieszyłem się, gdy oprócz obuwia mogłem lansować się również w nowych, zgrabnie opinających pośladki spodenkach ;).
Zaletą spodenek kompresyjnych jest stabilizowanie mm. czworogłowego, który podczas lądowania wpada w lekkie drgania. Te lekkie drgania, po godzinie mocnego biegu w pofałdowanym terenie zaczynamy odczuwać na drugi dzień jako „zakwasy” (a tak naprawdę, jako mikrourazy mięśnia). Spodenki niwelują ten problem i to wszystko co chciałem napisać w ich temacie. Potwierdziły się moje przypuszczenia, że produkt jest skuteczny.
Uwaga dla rozpoczynających zabawę z kompresją – kompresja ułatwia nam wykonanie treningu, tak więc nie możemy z nią przesadzać. Gdy w tygodniu roi się od akcentów i ledwo wyrabiamy z regeneracją, to śmiało możecie ją ubierać, ale jeżeli macie wystarczająco dużo czasu na odpoczynek między jednostkami, to szkoda dawać ciału fory.
Gdy sprzedawałem buty do biegania, zawsze przychodził moment finalizacji transakcji. Ucinałem wtedy gadkę i patrzyłem na klienta, a ten niezręcznie na mnie. Zauważyłem, że klient nie lubi w takiej chwili ciszy, cisza oznacza oczekiwanie – w tym przypadku na jego decyzję. W takiej sytuacji padało często jakieś bezsensowne pytanie o produkt, które zawsze kwitowałem finalnym:
– Dobry but do biegania, to but o którym się nie rozmawia.
Zawsze zasypiałem z czystym sumieniem, że sprzedałem klientowi właściwy but. Dzisiaj też nie będę miał kłopotów ze snem, bo Kalenji robi naprawdę dobre produkty, do których można mieć zaufanie.
Opis butów z Lidla, popełniony przez mojego Przyjacielobiegacza:
http://biegajznami.pl/sprz%C4%99t/buty/buty-biegowe-crivit-z-lidla
Pozdrawiam, trenuj Chłopie, trzymam kciuki za <140'
Zaczynałam w Lidlowskich, potem przeszłam przez najtańsze Kalenji i skończyłam na Mizuno 😉 W zależności do potrzeb tak naprawdę w każdych da się biegać. Do Kalenji mam sentyment, bo w nich miałam debiut dyszkowy.
Dochodzę do podobnych wniosków. A jak udał się debiut dyszkowy w Kalenji? 🙂
Decathlon wycofał już ten model (w jego miejsce promując Kiprun KS Light – oj chyba to już nie to samo…). Właśnie sprawdzajac czy jeszcze gdzieś można dostać Kiprun Race trafiłem na ten Twój wpis. But był genialny jak na moje amatorskie oczekiwania. Niesmowicie lekki, wąski, stabilizujący wąską stopę. Niósł mnie na 10km i wytrzymywał maraton, przy 74kg wagi. Niestety swoją parę zamęczyłem stopniowo na szutrowej ścieżce (zresztą tej samej co Twoja 🙂 ). W te chwili na startych, dziurawych od zewnątrz piętach centralnie łapie do środka małe kamyki. Mimo wszystko najchętniej kupiłbym te buty ponownie! Pozdrawiam!