Jest taki moment w roku, który poranni biegacze śmiało mogą nazwać przełomowym. Nie chodzi mi o decydującą jednostkę treningową, wynoszącą nas na szczyt mozolnie budowanej formy, a o banalną rzecz, jaką jest świadomość, że o 6:00 jest już jasno. Niby nic niezwykłego, a jednak człowiek od razu ma wrażenie, że świat staje się przychylniejszy. Autobusy zaczynają podjeżdżać punktualnie, pani w osiedlowym sklepiku przestaje przekładać wczorajsze bułki przed świeże pieczywo, a sąsiad z podręczną reklamówką baczniejszym wzrokiem tropi swojego pupila na przyblokowym trawniku.
Nawet te 15 km w narastającym tempie, wydają się mało straszne.
Zbliżająca się wielkimi krokami wiosna (prawdopodobnie tymi słowami przywołam jakąś śnieżycę) powoduje, że nadszedł czas na ujawnienie planów startowych w pierwszej połowie roku. O planie nadrzędnym nie ma co pisać, 140 minut to projekt długofalowy. Niemniej, wierzę bardzo mocno, że wykonam tej wiosny kolejny krok w stronę tego wyniku. Jak duży – trudno powiedzieć, ale w obecnych przygotowaniach wyciągnąłem naprawdę duże działa, na tyle duże, że brak zwycięstwa w wiosennej potyczce będzie dla mnie sygnałem o konieczności zmiany koncepcji treningowej. Oczywiście, bliższy mojemu sercu jest scenariusz, w którym na wojenną barykadę wniosę sztandar z wynikiem budzącym lęk i szacunek zarazem – 2:27, a następnie odtrąbię tryumfalnie jaki jestem super.
Półmaraton Ślężański – 25.03.2017
Z półmaratonem w Sobótce jest jak ze słonecznikiem lub chipsami, kto oglądał Dzień Świra, będzie kojarzył o czym piszę. Za każdym razem mówię sobie, że to już ostatni i co roku wracam na tę samą trasę. Zawsze znajduję sporo powodów aby w nim nie biec i dwa razy więcej, żeby jednak wystartować. Rok temu wykręciłem wynik 1:11:41, popełniając przy tym kilka błędów taktycznych. W tym roku chcę wykorzystać fakt, że w okresie przygotowawczym wykonałem na tej trasie kilka wartościowych treningów.
Cel: 1:10:59
Orlen Warsaw Maraton – 23.04.2017
Wcześniej myślałem o maratonie w Dębnie, ale przeanalizowałem wszystkie za i przeciw i stwierdziłem, że czuję się zaproszony na biegowe salony. Wspominałem już nieraz, że jeżeli biegasz poniżej 3 godzin, to w naszym kraju nie masz co liczyć na mocną ekipę na trasie. Podobno bieg w grupie wcale nie daje tak dużo jak się uważa, ale dla mnie to jednak ma znaczenie. W tamtym roku startowałem w Łodzi z myślą o 2:30 i nie mogłem lepiej trafić. Równolegle rozgrywano MP kobiet w maratonie, a Agnieszka Mierzejewska atakowała minimum na Rio (chyba 2:30:30). Do 30 kilometra miałem pięknie rozprowadzony bieg.
W tym roku myśląc o przesunięciu się ok. 2 minut w przód, będę szukał mocnych koalicjantów w Warszawie. Nie ma co ukrywać, że Orlen pod względem drugiej ligi amatorskiej (czasy między 2:25 a 3:35) oferuje największą konkurencyjność.
Cel: 2:26:59
Wings for Life – 07.05.2017
Mógłbym napisać osobny wpis dlaczego decyduję się na udział w Wingsie. W skrócie, dwa główne powody to:
1. Mój trening maratoński bazuje na bardzo dużej objętości, co dobrze zgrywa się ze specyficznym charakterem tego biegu. Nie muszę wprowadzać żadnych zmian, żeby przyzwoicie wypaść na trasie.
2. Mam 25 lat, w maratonie na tle wyczynu jestem jak żółw. Wierzę, że przed 30 urodzinami zamknę projekt 140 minut i będę pewnie szukał nowych wyzwań. Drogą, którą mam z tyłu głowy jest ultra. Wyobrażam sobie, że za kilka lat, mając już maraton poniżej 140 minut na koncie, dojdę do wniosku, że jeżeli mam rzucać pracę, torturować rodzinę i wyrzec się wszelkich przyjemności na rzecz walki o np. 2:18:55, to zdecydowanie przyjemniej wygląda perspektywa „kozaczenia” w niszowym ultra. A lepszego testu i porcji nauki o tym co się dzieje z człowiekiem po 50 kilometrze nigdzie nie dostanę.
Jako, że pojadę do Poznania po naukę i do tego zaledwie 2 tygodnie po biegu życia (mam nadzieję), to nie stawiam sobie wygórowanych warunków. Sądzę, że tempo 4:00 jestem w stanie utrzymać przez 4-4,5 godziny. Taki bieg spowoduje, że zostanę złapany ok. 65 kilometra. Przy wyjątkowo sprzyjających okolicznościach mogę zainteresować się odległością ok. 70 km. Na wygraną z pewnością za mało, ale na wysokie miejsce powinno starczyć.
Cel: 65-70 km
Św. Krzysztofie miej mnie w swojej opiece!
Miałem podobne plany do Ciebie ? za wyjątkiem Wingsa ale zrezygnowałem ze Slezanskiego, myślę że ten bieg wykluczyłby mi 2 tyg planów treningowych a jeszcze mam dużo zaległości do nadrobienia( może Ostrów) . Za to na Maratonie Orlen się spotkamy ? Szczerze to podejrzewałem Grzeska o wingsa ale nie Ciebie. Trzymam kciuki, myślę że jak będzie pogoda to 70km złamiesz…
Na Ostrów namawiałeś mnie już w tamtym roku, będę musiał w końcu spróbować 🙂 Orlen z kolei ma wszystkie atuty do uzyskania dobrego wyniku, no może mógłby być tydzień, dwa wcześniej (większa szansa na optymalna pogodę).
Sam namawiałem Grześka na Wingsa parę razy, ale jest wierny maratonowi. W końcu doszedłem do wniosku, że ktoś z naszej dzielnicy musi wziąć ciężar na swoje barki i pokazać się z dobrej strony w Poznaniu 😉
Oto jestem! Może nie święty, ale przynajmniej Krzysztof 😉
Orlen jak chce się robić wynik to rzeczywiście chyba optymalny o tej porze roku. No chyba, że faktycznie upały nadejdą przedwcześnie….ale masz już z upałami, że tak powiem – Wrocławskie doświadczenia 😉
Trzymam kciuki, no i zapowiada się fajna walka na Wings-ie, ciekaw jestem jak Ci pójdzie.
Pozdro!
bardzo intensywna wiosna Andrzej, czy na Wings’a starczy Ci sił?
Dobre pytanie 🙂
Generalnie należę do tej grupy biegaczy, którzy długo dochodzą do siebie po maratonie. Wingsa traktuję jako doskonałą okazję do sprawdzenia co się dzieje z człowiekiem po 45 km. Jak mnie pozamiata, to przynajmniej zabiorą mnie do mety 🙂
Trening, który wykonuję jest ustawiony pod maraton. Wings to eksperyment, na który mogę sobie pozwolić, bo jestem amatorem i mogę robić to co mnie najbardziej kręci, a nie to, co jest najrozsądniejsze dla biegowego rozwoju 😉
Amator, amatorem, ale jak się zadziobiesz to rozwój się odsunie na dłuższy czas. Na rozwoju biegowym zależy chyba również amatorom, nie tylko profesjonalistom?
PS. myślałem, że traktujesz Wings’a poważniej. Nawet postawiłem na Ciebie jako czarnego konia, na forum (bieganie.pl). Patrząc na Twój plan, to obawiam się, że tym razem będę się mylił 🙂
Trzymam kciuki, za maraton.
Oooo, to już w ogóle pochwała z innej ligi – czarny koń na Wingsie 😀 Dzięki, choć wolałbym po prostu być jak czarny w maratonie :).
Startując w Poznaniu planuję oczywiście jak najlepszy rezultat. Jeżeli Tomek Walerowicz będzie biegł po ok. 3:55-4:00 to będę chciał się z nim utrzymać jak najdłużej. Pewnie znajdzie się wówczas kilka osób, które pobiegną ponad 60 km. Z kolei jak Tomek podłączy się do Pawła Ochala, to nie widzę sensu w ich ściganiu. Będę biegł swoje.
Pisząc wprost, bez kurtuazyjnych gierek – stawiam na Pawła, drugi Tomek. Jeden jest 2 poziomy lepszy ode mnie, drugi 4 🙂 Ja muszę się jeszcze sporo nauczyć 🙂