Każde przygotowania do sezonu, wiążą się z pewnymi cechami charakterystycznymi dla danego okresu. Mam na myśli taki element w układance treningowej, który stosujesz pierwszy raz (być może ostatni), ale który już zawsze będziesz kojarzył z tym konkretnym momentem w Twoim biegowym życiu. Mogę od ręki przypisać element charakterystyczny dla konkretnych przygotowań, np:
- Jesień 2013 – zabawy biegowe (biegałem chyba po 3 jednostki w tygodniu);
- Wiosna 2014 – bardzo restrykcyjna dieta (w ramach eksperymentu zszedłem poniżej 60 kg przy 180 cm);
- Wiosna 2015 – „zafiksowanie” na interwały;
- Zima 2016 – mocne i długie treningi w tempie półmaratońskim (chyba dwa razy w trakcie treningu pobiegłem HM w 1:14-1:15);
- Lato – jesień 2016 – bardzo duża objętość i najszybsze jednostki nieprzekraczające tempa maratońskiego.
Naturalnie, wszystkie te elementy w pewnym stopniu pozostawiają piętno na organizmie i każdy kolejny okres z inną dominantą może być efektywny ze względu na to, co działo się wcześniej, a nie koniecznie z powodu odnalezienia Świętego Grala biegów długodystansowych. Tak, czy inaczej, mimo przeróżnych koncepcji dotarłem jakimś cudem do poziomu 2:30 w maratonie, poprawiając się z roku na rok.
Od 3 tygodni jestem w treningu, który ma doprowadzić mnie do następnej stacji w drodze do 140 minut. Jestem pewny, że i te przygotowania przyniosą pewien znak charakterystyczny, który dożywotnio będę kojarzył ze wstrętną zimą 2017.
Przyjemny krajobraz niedzielnego wybiegania
Zasadnicze pytanie, które zadaje sam sobie, jako adwokat diabła, brzmi: Skoro taki z ciebie spec od biegania, to czemu już teraz nie wiesz, czym będzie się wyróżniał twój trening od stycznia do kwietnia?
I choć trochę to nienormalne, to odpowiem sam sobie:
Działo nr 1.
Bieg z narastająca prędkością – kasuję wszystkie inne jednostki. Zamierzam biegać każdy akcent podobnie. Od 10 do 18 km biegu, w którym każdy kolejny kilometr jest biegany na tej samej lub większej prędkości. Rezygnuję już całkowicie z interwałów, nie będę biegał „rwanych” biegów tempowych typu: 3 x 4 km albo 2 x 6. Zamierzam zaczynać w tempie drugiego zakresu i po 2/3 zaplanowanego dystansu wchodzić w tempo HM, a końcówkę iść na całość – ile płuca i serce pozwolą. I tak 2-3 razy na tydzień.
Działo nr 2.
Trening w elitarnym gronie 😀 – do tego roku wykonywałem 99% treningów samotnie. Trudno jest znaleźć partnera biegowego, który nastawia budzik na 5:30 i nie wywraca oczami na myśl o 18 km rozbiegania. Jak to w życiu bywa, los spłatał figla i od jakiegoś czasu mieszkam po sąsiedzku z gościem, który ma lepsze życiówki w maratonie i połówce od moich. Mam nadzieję, że nie brzmię arogancko – po prostu takich biegowych szajbusów jak ja, trzeba szukać ze świecą.
Osoba, o której piszę to Grzesiek Gronostaj. Historia mojego biegania i miejsce jakie zajmuje w niej Grzegorz, to materiał na osobny wpis. Wspomnę tylko, że na jednym z pierwszych wspólnych treningów, kiedy Grzegorz postanowił pokazać mi okoliczne ścieżki biegowe, zrobiliśmy bieg ciągły – 10 km po 3:30 (chociaż zgodnie zapowiadaliśmy tempo 3:45). Przez kolejne 3 dni nie mogłem dojść do siebie. Gdy spotkałem Grześka następnym razem, powiedziałem mu wprost: „Możliwe są tylko dwie opcje – pierwsza, że obaj się zajedziemy do wiosny. Druga, że obaj będziemy w życiowej formie!”.
Tymczasem to nie koniec, sobotnie treningi udaje się realizować w jeszcze szerszym gronie, które zasila Adam Putyra – kolejny „wyjadacz” z wrocławskiego podwórka. Za dowód niech posłuży życiówka w maratonie 2:27. Nietypowa to dla mnie sytuacja, że stojąc w gronie 3 maratończyków, to ja jestem tym najsłabszym ;).
Działo nr 3.
Bieganie po Ślęży – trzecią największą nowością, która pojawiła się w moim planie treningowym jest realizacja treningu na trasie półmaratonu Ślężańskiego. Bieganie po górkach (mimo mojego pochodzenia ze Szklarskiej Poręby) miało do tej pory charakter epizodyczny. Jednak od niedawna za sprawą bohaterów powyższego akapitu, mam okazję przeprowadzić bardzo mocny trening na nieprzeciętnie trudnej trasie. Zarówno Grzesiek, jak i Adam nie mają litości i wspólne treningi traktują bardzo serio. Bez wątpienia mam się od kogo uczyć.
Jak widać czynników, które z pewnością będą miały wpływ na dyspozycję: wiosna 2017 – jest sporo. Otwartą kwestią pozostaje sprawa, który z nich będzie tym kluczowym, tym który utrwali się w pamięci, jako coś charakterystycznego dla obecnych przygotowań. Liczę że niezależnie, czy będzie to bieganie z narastającą prędkością, mocni partnerzy treningowi, czy poznana na pamięć trasa półmaratonu Ślężańskiego – kojarzyć będę ten element treningowej układanki z nową życiówką.
Niezły Dream Team sobie stworzyliście do trenowania 😉
Ja to jestem ciekaw jak zareagujesz mentalnie jak już się uda te mityczne 140 minut nabiegać. Może przyjdzie czas na maraton w 135 minut 😉
Obawiam się, że realizacja obecnego projektu wybije mi z głowy zapowiedzi o 135 minutach ;). Nie wykluczam jednak, że gdyby udało się zrealizować postanowienie, będę chciał się wydłużyć 🙂
Pozdrawiam całą trójkę, tak myślałem że Adam wraca 🙂 -widziałem wyniki z biegu Sylwestrowego z Trzebnicy. Jestem ciekaw jakie kompromisy będą musiały dojść do skutku żebyście razem na trening wyszli 😉 z tego co wiem to Adam ma troszkę inna filozofia treningu.
Co do treningu to widzę ze masz podobnie jak ja, ciągle szukasz nowych rozwiązań ja zaś w tym roku kombinuje z siłą biegową.
Tak, Adm wraca i widać po nim, że już niedługo będzie śmigał jak za najlepszych czasów.
Jeżeli mówimy o akcentach, to faktycznie czasami się rozmijamy. Szczególnie, że Grzesiek wymyślił sobie nowe podejście http://ggronostaj.blogspot.com/2016/12/10cm.html , ale wspólnie też udaje się zrobić dobry trening, który zadowala wszystkich.