„Jeżeli coś jest niemożliwe, przychodzi ktoś, kto o tym nie wie i to robi.” Wypowiadając te słowa Albert Einstein, nie miał pojęcia, że pewien chłopak z Polski, jakieś 100 lat później, będzie powtarzał te słowa, leżąc blady jak ściana na środku rozgrzanego asfaltu tuż po przebiegnięciu swojego pierwszego maratonu. „2:20 to chyba nie będzie takie proste jak mi się wydawało. Nie potrzebnie chlapałem jęzorem, że to kwestia czasu. Nawet 10 lat może być za mało, żeby to osiągnąć. 140 minut na przebiegnięcie 42 kilometrów? Może faktycznie taki czas jest niemożliwy.”
– Maraton? To pewnie fajna przygoda, ale wiesz, jestem młody, wysportowany, to ma być wyzwanie?
– Andrzej daj spokój, czy Ty zawsze musisz mieć wyzwania? Nie możesz zrobić czegoś dla fanu? Tak po prostu.
– Jak mam przebiec maraton, to muszę mieć konkretny cel i kropka. Ile biegają najlepsi?
– Coś koło 2 godzin, ale jak jesteś dobrym amatorem, to koło 3. Ojciec tak twierdzi. Powiedział, że nie daje mi szans na złamanie 3,5.
– …no to ja pobiegnę w 2:20. W końcu jestem sprawniejszy od Ciebie.
– Stary 2:20 w twoim wykonaniu? Wybacz mi szczerość, ale to jest najzwyczajniej w świecie niemożliwe! Ludzie biegają wiele lat i nie osiągają takich czasów. Nie uda ci się tego zrobić nawet za 10 lat.
– No to Ci udowodnię, że jak jesteś konsekwentny i zdeterminowany, to wszystko osiągniesz! Kiedy jest ten maraton?!
– Przestań! Za miesiąc zapomnisz o sprawie.
– Nie! Już Ci powiedziałem biegnę maraton w 2:20 i wtedy dopiero kończymy temat biegania…
To była połowa 2012 roku. Miałem wtedy 20 lat, kończyłem pierwszy rok studiów. Pierwszy rok dorosłego życia, poza rodzinnym domem. Można powiedzieć młody bóg, niczego się nie boi. Pan własnego losu, zawsze pewny swoich postanowień. A tu nagle bęc! Zwykła, niegroźna rozmowa z przyjacielem, a jednak ta wymiana zdań pozwoliła znaleźć mi paliwo napędowe do życia. Paliwo, którym stało się bieganie.
Skoro już wiadomo skąd pomysł na bieganie w moim życiu, to pora wyjaśnić skąd pomysł na bloga. Teraz mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że przebiegnięcie maratonu w 2:20, to duże wyzwanie. Od postanowienia o pokonaniu maratonu w 140 minut minęło sporo czasu. Moja obecna życiówka, to 2.29. Do osiągnięcia celu brakuje mi 9 minut (początkowo było, to blisko 40 minut). Dużo i mało zarazem. Dlatego zdecydowałem się pisać o swoich treningach otwarcie. Wierzę, że wiele osób odnajdzie na blogu informacje, które pozwolą stać się im lepszymi biegaczami i być może unikną błędów treningowych, których ja się nie ustrzegłem.
Wierzę, że konsekwencja i wytrwałość pozwoli mi osiągnąć mój biegowy cel – pokonanie maratonu w 140 minut! Wierzę w to!
Andrzej, fajny cel. Trzymam kciuki już od jakiegoś czasu. Choć w mojej opinii wybrałeś gorszą ścieżkę prowadzącą do celu, to zapewne Cię do celu doprowadzi. Szczerze w to wierzę. Z takim zacięciem nie ma innego wyjścia 🙂
Sam założyłem sobie taki cel kiedyś, ale puki co nie udało mi się zrealizować. W moim przypadku będzie to już trudne, ale nadal teoretycznie możliwe. W Twoim zaś, jeśli starczy Ci wytrwałości, to raczej pewne 🙂
Wcale nie jest takie pewne, że się uda. Na początku, co zresztą historia opisuje, byłem przekonany na 100%, że się uda. Po pierwszym maratonie dawałem sobie 10-20% na realizację tej „misji”. Teraz, gdy brakuje tylko 9 minut oceniam szansę na 50%. Za każdym razem gdy biegnę maraton i cierpię na jego trasie, myślę: „Co Ja wyprawiam?! Ostatni raz!” 🙂
Zastanawia mnie, co masz na myśli, pisząc „gorsza ścieżka”? Bo jeżeli chodzi o podejście metodyczne i ściganie się na krótszych dystansach i późniejsze pójście w maraton, to faktycznie się zgodzę. Choć z drugiej strony, gdybym nie biegał maratonów, to prawdopodobnie w ogóle bym nie biegał 🙂
Odnośnie Twojego dawnego celu – trenuj! Może akurat los spłata figla i będziemy walczyć razem o ten sam cel w tym samym biegu. 😉
Twój wiek pozwala Ci zaplanować, nawet przerwę od maratonu i ponowny powrót do tego dystansu. Masz dużo czasu, aby zrealizować cel. Fakt wcześnie się za realizacje tego celu zabrałeś.
Mi wiek już raczej powoli zaczyna ograniczać rozwój, a na pewno natłok innych zajęć czyni rozwój sportowy dość mało prawdopodobny. Dodatkowo po latach biegania, zaczyna mi brakować zacięcia i motywacji.
Ty dopiero zaczynasz przygodę i przed Tobą dopiero te dziesiątki lat i tysiące, jak nie miliony kilometrów do przebiegnięcia.
Powodzenia jeszcze raz.
PS. kto wie może kiedyś spotkamy się na „kresce”, ale na pewno tanio skóry nie sprzedam 🙂